piątek, 21 marca 2014

Koty z Forcalquier

Kto zna koty? Czyżby ktoś z was rościł sobie takie pretensje? Przyznam, że istnienie kotów było zawsze dla mnie dość ryzykowną hipotezą.
Żeby należeć do naszego świata, zwierzęta muszą, nieprawdaż, pogodzić się, choćby w minimalnym stopniu z naszym sposobem życia, muszą go tolerować, bo inaczej mierzyć będą - z wrogością lub obawą - dystans, który je od nas dzieli, i tak będą wyglądać ich stosunki z nami. 
 

Koty to koty, po prostu, a ich świat jest światem kotów, od początku do końca. Mówicie, że na nas patrzą? A bo to wiadomo, czy naprawdę raczą choć przez chwilę zachować w głębi siatkówki nasz płochy obraz? Może wpatrując się w nas okazują nam po prostu wielkopańską odmowę swoimi doskonałymi źrenicami, którym niczego nie brak? 
- To prawda, że niektórzy z nas dają się nabrać na ich czułe, elektryczne pieszczoty. Niechaj przypomną sobie, z jaką dziwną, nagłą obojętnością ich ulubiony zwierzak kładł często kres tym wylewom uczuć, wzajemnych, jak im się zdawało. Nawet oni, ci uprzywilejowani, przyjęci przez koty, wielokrotnie byli odrzuceni i wyklęci, i przyciskając do piersi tajemniczo - apatyczne zwierzę czuli, że nie wolno im przekroczyć progu kociego świata, zamieszkiwanego wyłącznie przez nie, w warunkach, o których nikt z nas nic nigdy się nie dowie.
Czy człowiek był kiedykolwiek ich współczesnym?
- Wątpię. I zapewniam was, że czasem, o zmierzchu, kot sąsiada przeskakuje przeze mnie, ignorując moją osobę, jakby chciał udowodnić zdumionym rzeczom, że ja nie istnieję.


Tak pisał Rainer Maria Rilke w przedmowie do albumu Mitsou autorstwa dwunastoletniego Balthazara Klossowskiego de Rola, zawierającego czterdzieści rysunków, a wydanego w 1921 roku przez Rotapfel-Verlag. 
(przekład Maryny Ochab; Zeszyty Literackie 1998 nr 4)

Koty z Focalquier w tamten majowy wieczór patrzyły na nas z wystudiowaną obojętnością i nie zamierzały zdradzić swej tajemnicy....



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz