Jak
to się zaczęło? Posłuchajmy Petera Ackroyda:
„Podróżowali
po dalekich, osamotnionych wodach. Płynęli płaskodennymi łodziami,
sunąc nad mieliznami. Byli wygnańcami, zawędrowali daleko od
swoich miast i gospodarstw, uciekając przed łupieżczymi plemionami
z północy i wschodu (...)Podczas odpływu zewsząd otaczał ich
muł, żłobiony przez strumienie, rzeczki i kanały; podczas
przypływu mieli wokół siebie błotniste wysepki porośnięte
sitowiem. Płycizny pokryte trzciną i trawą wyrastały tuż ponad
wodę (...) Z oddali słone bagniska i wybrzeże zdawały się
tworzyć jedną całość, rozległą płaszczyznę nakrapianą
stawami i wysepkami. Do niektórych mokradeł, równie ciemnych i
niegościnnych, przypływ nigdy nie docierał. Łańcuch wysepek z
piasku i rzecznych namulisk chronił lagunę przed morzem; porastały
je sosnowe zagajniki.”
Torcello.
Od pierwszej chwili, gdy zobaczyłam fotografie bazyliki Santa Maria
Assunta i kościoła Santa Fosca, czułam, że to jest moje miejsce.
Surowość i wdzięk tej architektury, zawieszonej między Bizancjum
a romanizmem, miały w sobie trudną do określenia magię.
Powinno
tu być pusto, upał, zapach ziół. Cisza, tylko śpiew cykad i
głosy ptaków.
„W
tym odludnym miejscu ciszę zakłócały tylko nawoływania morskich
ptaków, huk morskich fal i szum wiatru w sitowiu. Nocą na tę
krainę zstępowały nieprzeniknione ciemności, nie licząc miejsc,
gdzie księżyc oświetlał niespokojne wody. Nawet za dnia horyzont
srebrzystego morza, po którym płynęli uciekinierzy, tonął we
mgle, a pochmurne niebo zdawało się odbijać migotliwe ruchy wody.”
Zwykle
pobyty w Wenecji były za krótkie, by podjąć tę wyprawę.
Rano
płyniemy vaporetto linea 1 do Ca d'Oro. Spacer w stronę Fondanenta
Nuove. Słońce i zimny wiatr. Wody laguny lśnią w porannym słońcu.
Na stateczku tłoczno. Mijamy Murano od strony fabryk wyrobów
szklanych. Małe wyspy z przystaniami - domy wyglądają na
opuszczone, ale na pewno takie nie są. Przystanek na Mazzorbo... i
wreszcie jest!
„Wygnańców
wciągnęło łono światłości. Znaleźli wyspę. Jakiś głos,
niby chór wielu wód, kazał im zbudować tam kościół”.
Wyspa
jest płaska i niemal pusta. Wyniosła dzwonnica, potężna bryła
bazyliki i niski, okrągły dach Santa Fosca. Czy zbudowano je na
pustkowiu? Przeciwnie. Zanim powstała Wenecja, Torcello było
największym ośrodkiem laguny. Dziś trudno w to uwierzyć - wyspa
jest maleńka, a znaczna jej część to słone mokradła i łachy -
ale miało ją zamieszkiwać nawet 20 tys. ludzi.
Skąd
się tu wzięli? Przed Hunami Attyli uciekały całe miasta.
Mieszkańcy Altino osiedli na Torcello. Zabrali ze sobą relikwie
pierwszego biskupa Altino, świętego Heliodora, który zmarł jako
pustelnik. Dziś jego sarkofag znajduje się w kościele, przy
ołtarzu.
Chodnik
wzdłuż kanału prowadzi do bazyliki. Odgrodzone płotami zdziczałe
ogrody. Kilka domów, mieszka tu garstka ludzi. W każdym
restauracja, na końcu drogi legendarna Locanda Cipriani, gdzie
Hemingway pisał „Za rzekę, w cień drzew”, zainspirowany
przez kolejną nastoletnią ukochaną, eksploatując - niemiłosiernie
już wyeksploatowany, a ciągle płodny - mariaż Wenecji z miłością
i śmiercią.
Bazylika
w remoncie. Zachodnia fasada obudowana rusztowaniami, narteksu nie
widać. Można wejść na dzwonnicę, ale mam stłuczone kolano, nie
ryzykuję.
Wchodzimy
do jasnego wnętrza i jest to jak haust świeżego powietrza.
Po
przeładowanych (epatowanie bogactwem to nieznośna cecha wenecka,
czasem przeważająca nad dobrym smakiem) manierystyczno - barokowych
kościołach - jasność, blask, puste ściany i złociste mozaiki.
Ta największa, Sąd Ostateczny na zachodniej ścianie, zasłonięta
rusztowaniami. Można sobie wyobrazić, jak pięknie zalśni: tu i
tam widać barwy. Świetlista zieleń w dolnych partiach. Taką
zieleń widziałam w apsydzie San Apollinare in Classe, w bajkowej
scenie pasterskiej. Bo też i kościół powstał w 639 roku z
raweńskiego ducha. Był przebudowywany w IX i XI w., potem
wielokrotnie restaurowany.
Architektura,
„która, zapominając o rzymskiej przejrzystości, jeszcze nie
ma romańskiej wspaniałości, romańskiego, królewskiego rozmachu”,
jak pisze Iwaszkiewicz. Nie ma?
Na
ścianach jasna cegła i tynki. Marmurowe kolumny. Mozaiki z
wielobarwnego kamienia na posadzkach.
Czy oddałabym weneckie
kościoły za ten jeden? Bez San Marco, rzecz jasna!
Hodegetria,
Maria z Jezusem w głównej apsydzie - jedenastowieczna. Poniżej
apostołowie. W apsydzie prawej kaplicy Pantokrator z archaniołami
Michałem i Gabrielem, ewangeliści, na sklepieniu Mistyczny Baranek.
Bizancjum, Rawenna...
Santa
Maria Assunta była pierwotnie kościołem obrządku greckiego.
Ikonostas o archaicznej formie – pośredni między templon,
barierą oddzielającą prezbiterium a ikonostasem drewnianym,
zamykającym je. Ikony jak zawieszone w powietrzu. Ta
wielooprzestrzenność, przenikanie się planów, zachwyca.
Obok
bazyliki kościół świętej Foski, młodej męczennicy z III w.
Wewnątrz na planie krzyża greckiego, z zewnątrz ma plan
oktagonalny, a raczej jego pięć boków.
Harmonijne, skromne
wnętrze. I niestety zbyt liczne współczesne dewocjonalia, zgrzyt w
tej harmonii.
Wokół
pola uprawne, sady, ogrody. Na horyzoncie krzywa wieża kościoła na
Burano.
I
jest cisza. Choć nie słychać cykad, jedynie wiatr w krzewach. A
potem dzwony.
Peter
Ackroyd Wenecja. Biografia tłumaczył Tomasz Bieroń
Jarosław
Iwaszkiewicz Podróże do Włoch. Wenecja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz