W innych krajach wędrowiec co chwila spotyka
Bogatych miast wieżyce, tonące gdzieś w chmurach.
Co chwila go zatrzyma wzniosły szczyt pomnika,
Kędy przeszłość odżywa w bronzach i marmurach;
Korsyko! w twych ku niebu wybujałych górach,
W twych lasach, których postać ponura i dzika,
W ubogich chatkach wiosek i w miast twoich murach,
Napróżnom szukał wspomnień przeszłości promyka —
Lecz w sercu twego ludu zdziwiła mnie cnota,
Nieznana dziś u możnych Europy narodów —
Gdzie egoizm zamieszkał śród złoconych grodów.
Tutaj w poziomej chacie górala — prostota,
Wiara dawna i szczerość i gościnność żyje,
A każde serce żywo dla wolności bije!
Polscy romantycy wielbili Korsykę. Nie tylko Konstanty Gaszyński, autor tego sonetu. Czy należy się temu dziwić? Rozczarowani do Napoleona, w korsykańskiej legendzie i pamięci odnajdywali swój los: narodu bezprzykładnie odważnego, lecz pokonanego.
Filippo
Antonio Pasquale di Paoli urodził
się w 1725 roku w Stretcie, zmarł 5 lutego 1807 w
Londynie.
Jego ojciec, Giacinto Paoli, był przywódcą
powstania przeciw Genui w 1729. Dziesięć lat później 1739 Pasquale udał się wraz z ojcem na wygnanie. Służył w armii Neapolu.
29
kwietnia 1755 wrócił na wyspę, by zostać przywódcą powstania narodowego. W
listopadzie proklamowano niepodległość Korsyki i
uchwalono pierwszą na świecie konstytucję, o czym nikt - nawet historycy! - nie chce pamiętać, bo to pamięć okrutnie niewygodna.
Korsyka była pierwszą nowożytną republiką demokratyczną. Jej kres nastąpił 9 maja 1769 r w bitwie pod Ponte Novu.
Paoli nie brał w niej udziału. Dowodził Carlo Salicetti.
W armii korsykańskiej walczył też oddział kobiecy.
"Główną
bronią Korsykanów była ich odwaga. Ta odwaga była tak wielka, że
w jednej z bitew, w pobliżu rzeki o nazwie Golo, zrobili barykadę
z ciał poległych, by przeładować broń przed odwrotem.
Rannych umieszczono wśród umarłych, aby wzmocnić wał. Odwagę
można spotkać wszędzie, ale do takich czynów są zdolni tylko ludzie
wolni" - pisał Wolter.
Po wybuchu rewolucji francuskiej Pasquale Paoli wrócił z wygnania na Korsykę, gdzie został
gubernatorem. Po straceniu Ludwika XVI Paoli odciął się od
rewolucjonistów. Ogłosił przejęcie władzy na Korsyce i zwołał zgromadzenie narodowe. Dążył do objęcia wyspy protektoratem brytyjskim. Na próżno. W 1796 roku Francuzi zdobyli Bastię i przejęli ostatecznie władzę nad wyspą.
Młodziutki Zygmunt Krasiński na podstawie zasłyszanej w Genewie - a może przeczytanej? - opowieści napisał "powieść korsykańską" "Teodoro, król borów".
Teodoro Poli, już za życia będący legendą korsykański zbójca walczący z najeźdźcami, zdradzony przez przyjaciela, wpisywał się w romantyczną wrażliwość osiemnastolatka.
"Korsyka jest wyspą najeżoną skałami i gęstymi krzewinami obrosłą; ciasne wąwozy i kręte jary, przecinając wszystkie jej części, służą za schronienie licznym rozbójnikom. Nie trzeba sądzić jednakże, aby rozbójnicy korsykańscy łupież lub kradzież mieli jedynie na celu: zawsze prawie chęć zemsty staje się przyczyną ich zbrodni; rzadko gwałtem na wieśniakach wymuszają pieniądze lub żywność, mieszkańcy dobrowolnie im dostarczają potrzebnych rzeczy, uważając to za winną należytość."
"Widziano raz dwóch Korsykanów, będących in vinditta,wziętych do pułków francuskich — tam przez dwadzieścia lat, ścisłą związani przyjaźnią, sypiali w jednym łożu, jedli u jednego stołu, dzielili wszystkie niebezpieczeństwa i zabawy, smutki i radości, i przypominając sobie ojczyste skały, razem do nich wzdychali — po upłynieniu lat służby, jeszcze razem siadając na statek, razem płynęli do rodzinnej wyspy i z równym uniesieniem witali sponad łona mórz szare jej góry w oddali; chwilą przed wylądowaniem jeszcze ich dłonie się ściskały i rozumiały się ich serca, lecz skoro dotknęli stopami ziemi, na której wieczną zaprzysięgli nienawiść, odskoczyli od siebie i okropnym zawołali głosem: „Jesteś in vinditta; gdziekolwiek cię spotkam, przywitam cię ołowiem kuli lub żelazem sztyletu!” — i w kilka dni potem pośród skał leżał trup jednego z nich, śmiertelnym ciosem przeszyty."
I dzisiaj stosunek Korsykanów do francuskiej władzy jest, cóż... taki jak na powyższym obrazku. I jak ich tu nie lubić?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz