Martwa laguna jest daleko,
na północny wschód od Wenecji. Za Burano i Torcello, gdzie prawie
nikt nie mieszka, a błotniste łachy i nieoznakowane kanały bronią
dostępu. Tam właśnie leży Sant'Ariano, wyspa ossuarium, miejsce
spoczynku nieznane i znacznie mniej atrakcyjne niż kultowy cmentarz
San Michele.
Od stuleci kości są tam
przenoszone z krypt kościelnych i grobowców, i bezładnie porzucane
na ogrodzonym, niewielkim terenie, gdzie szczury i węże mają swoje
imperium. Świetna sceneria horroru albo kryminału. „Złowroga
dżungla, której korzenie tuczyły się na setkach tysięcy ludzkich
szkieletów” - pisze Michel Dibdin. Gdy Giacomo, drobny
rzezimieszek, spotyka tam stojącego trupa, wariuje.
Aurelio Zen, choć z
pochodzenia wenecjanin, nie jest tu u siebie po wielu latach
mieszkania w Rzymie. Zna miasto, ale pozostaje z nim w splocie
sprzecznych emocji. Wenecja, przyjazna i dobroduszna za dnia,
prowincjonalne miasto żyjące codziennością obok własnej legendy
i obok tłumów turystów, ku wieczorowi się zmienia. W jej zaułkach
czai się mrok, jej podwórka bywają pułapkami, ulice labiryntem.
Jest tu rozdział
rewelacyjny, XXV, jeden z ostatnich. Dwaj mężczyźni idą przez
nocne miasto. Jeden ucieka, drugi za nim podąża. Z Campo Santa
Margherita do Rialto, przez targ rybny do Campo delle Beccarie, San
Giacomo dell'Orio aż na nabrzeże naprzeciw dworca kolejowego i
potem na Piazzale Roma. Stamtąd tramwajem wodnym do Santa Marta (nie
Santa Maria, jak w powieści) – i przez most nad Rio dell'Arzere. I
znów labiryntem uliczek Dorsoduro w stronę terminalu promowego
Zattere.
„Bryza wzburzyła kanał
Giudecca i podniosła krótkie fale, które uderzały hałaśliwie o
kamienne nabrzeże, co pewien czas zalewając bulwar spienioną
wodą”. Idą dalej, okrążają cypel, na drugim brzegu Basenu św.
Marka widzą światła Riva degli Schiavoni. Przez Punta della Dogana
w stronę Salute, a potem Akademii. Przez most idą w stronę Campo
San Stefano, a potem do „ponurego potwora San Moise”. Nie wchodzą
na Piazza, lecz idą nabrzeżem do Rio dell'Arsenale. „Dotarli do
terenu, który francuscy najeźdźcy zmienili w park publiczny ze
ścieżkami, fontannami i posagami, podejmując nieudaną próbę
zmienienia Serenissima w normalne, przyzwoite miasto”. To nie
koniec. Jest jeszcze Sant'Elena i jej „rzadki piniowy lasek”. A
potem vaporetto płynące na Lido.
W którymś momencie
powieść staje się przerażająca, i nie jest to pierwszy rozdział,
jak wzięty z horroru. Ta groza narasta, płynie pod skórą
opowieści i nagle, gdy już wydaje się, że sprawiedliwość
zwycięży, zdarza się coś, co podważa wszystkie pytania i
wszystkie odpowiedzi.
Jedna z najlepszych
książek o mroku Wenecji. I o mroku, który jest w nas.
Michael Dibdin "Martwa laguna" przełożył Krzysztof Fordoński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz