Marzyłam o niej od chwili, gdy o niej usłyszałam. Jaskinia Chauveta, odkryta w 1994 roku.
Nikt nie był na to przygotowany. Na taki ogrom arcydzieł. A jeszcze mniej na datowanie: początkowo 30 tysięcy lat, teraz... 36 tysięcy.
Mam album z reprodukcjami. Ta sztuka jest od początku doskonała.
Otwarto jej replikę.
Caverne du Pont d'Arc.
Musiałam ją zobaczyć.
Przyjechaliśmy tam rankiem w strugach deszczu. Wydawało się, że szarówka potrwa cały dzień. A jednak, gdy już - olśnieni! - wyszliśmy z jaskini - iluzja doskonała, jak w Lascaux II - wśrod szarych chmur prześwitywały łaty błękitu.
Pont d'Arc, pod którym ostatnio
płynęliśmy kajakiem z Pumą, podczas niebezpiecznej wyprawy, której trudność zlekceważyliśmy.
I jazda drogą w niskich chmurach. Wypatrujemy ardeskich kóz, zawsze tu były. Są!
Młoda odważna, czujny przywódca i reszta rodziny.
Tą drogą jeździliśmy kilkakrotnie. Pokochaliśmy ją
od pierwszego wejrzenia.
Dolina się rozszerza. Rozlewisko, które wtedy, w zimnie i deszczu, było wybawieniem. Nie zatrzymamy się na piknik na plaży - pełno tu wielkich kałuż. Lato się skończyło.
Sylwetka Aigueze zachęca, by tam wrócić, sprawdzić, czy żyje jeszcze gościnny pies Buba.
Zapowiada się piękny dzień.
Wrócimy.