Opactwo
Senanque leży w dolinie, w masywie Plateau de Vaucluse, otoczone
polami lawendy. Zdaje się wyrastać wprost ze skał, z podłoża, w
naturalny sposób współistniejąc z przyrodą. Najpiękniejsze jest
w słońcu, w porze kwitnienia lawendy, ale gdy zbliżamy się do
niego w majowy, pochmurny dzień, nie przestaje zachwycać harmonią
i celowością swojego istnienia. Jakby nic innego, tylko właśnie
te mury mogły wyrosnąć wśród porośniętych karłowatymi dębami
wapiennych wzgórz.
Romański
kościół funkcjonalnością swojego kamiennego ciała, naturalną
proporcją jego członów, zdaje się być bardziej od innych tworów
architektury żywym, wrosłym w swoje środowisko organizmem - pisze
Olędzka – Frybesowa. Nie dominujący nad otoczeniem, lecz z niego
wyrastający, zbudowany z kamienia dostępnego w najbliższej
okolicy, przez miejscowych budowniczych. Tworzony przez wiele lat,
niekonsekwentnie, czasem ukryty pod późniejszymi warstwami. Kościół
obronny, będący miejscem ucieczki w razie zagrożenia. Mała
kaplica na wzgórzu wśród lasów. Najpiękniejsze
kościoły romańskie mają w sobie coś tak prostego i naturalnego,
że budzą, chciałoby się powiedzieć, westchnienie ulgi.
Budowane bez zachłyśnięcia się własna mocą twórczą, ale z
ciepłą myślą o człowieku, nawet gdy są ogromne, nie robią
wrażenia kolosalnych(… )Jedno jest pewne: że ta świeżość i
śmiałość, wynalazczość i bogactwo rozwiązań
architektonicznych zaskakuje nas oraz daje poczucie odnalezionego
spokoju, że patrzymy na nie z urzeczeniem i zazdrością.
W
romańskiej Francji, jak w pudełku czekoladek z luksusowej
chocolatier
znajdziemy i ozdobne, nadziewane wykwintnym kremem, i
ekstrawaganckie, łączące w sobie zaskakujące smaki, i zwodnicze w
swojej skromności, jak gorzka czekolada z miętą... Nie umiem
przestać się nimi delektować, tak jak nie mam ochoty rezygnować z
wędrówek śladami romańskich kościołów. Nie tylko tych
najbardziej znanych, opisanych po wielekroć przez historyków sztuki
i autorów przewodników - bo przecież czekają jeszcze i Moïssac,
i Saint-Martin-du-Canigou, i Conques… - lecz, może przede
wszystkim, tych maleńkich, opuszczonych, czasem zaniedbanych,
których puste mury mają w sobie moc przyciągania. Jak maleńki
kościółek Saint-Martial w Sewenach, jak ten w burgundzkim
Chateauneuf, gdzie pod spękanym sklepieniem gnieżdżą się
kopciuszki, jak Eglise de Perse z różowego kamienia na cmentarzu w
Espalion, z figurami apostołów na tympanonie, czy także różowy,
o prostej dzwonnicy, z arkadowymi blendami na zewnętrznych murach
Saint-Pierre w zagubionym wśród wzgórz Bessuejouls.
A
przecież nie można zapomnieć o Normanach, o ich niepowtarzalnym
stylu, wyznaczonym przez opactwa Sainte-Trinite i Saint-Etienne w
Caen, a następnie wyeksportowanym do Anglii – gdzie ich misja
państwowo- i kulturotwórcza zakończyła się pełnym sukcesem –
i na Sycylię, gdzie na podłożu antyku, wobec wpływów islamskich
i bizantyjskich dała arcydzieła miary katedr w Cefalù i Monreale.
Gdyby we Francji pozostały
tylko zabytki romańskie, i tak życie byłoby za krótkie…
Blask kamienia Kwartalnik literacki Kresy nr 79
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz