Ojciec
nie napisał mi wszystkiego. Wiem już o
Zofii. Nawet jeśli
ona już nie żyje, żyje jej córka. Chcę się z nią spotkać.
Zadzwoniłem
do niego. Milczał długo, a potem powiedział, że do mnie napisze.
Ale to potrwa i żebym go nie popędzał. Czekałem dwa tygodnie. W
końcu list przyszedł.
Synu,
pisał ojciec, może wyda ci się to śmieszne,
ale dotknąłeś czegoś bardzo ważnego. To było dawno, ale chyba
wiesz, jak można kochać, mając 10, 12, 15 lat? A może nie wiesz,
więc wyobraź sobie, kim była dla mnie Natalia w tamtym świecie, w
tej ponurej rzeczywistości pięciu okupacyjnych lat. Przy niej
zapominałem o wszystkim. Była czarodziejką.
Ona
mieszka w Mieście, blisko ciebie. Prosi, żebyś ją jak najszybciej
odwiedził.
Odwiedziłem
ją w jej pięknym mieszkaniu. Nie spodziewałem się, że w prawie
sześćdziesięcioletniej kobiecie zobaczę choć cień tego, co
zafascynowało mojego tatę w dziewczynce, która pojawiła się w
jego życiu na skutek dziejowego kataklizmu. A przecież zobaczyłem
to od razu, kiedy z uśmiechem otworzyła mi drzwi i powitała jak
kogoś z dawna oczekiwanego i bardzo bliskiego (...)
Natalia
jest jego rówieśnicą. Staszek przygląda
się nieufnie dziewczynce, która zrywa kwiaty w ogrodzie i od czasu
do czasu rzuca mu ukradkowe spojrzenie. Ma długie włosy,
jasnobrązowe loki, a na czubku głowy kokardę. Jej sukienka, choć
podniszczona, w niczym nie przypomina szaroburych ubiorów wiejskich
dziewcząt. To panienka z dworu, myśli Staszek, pewnie będzie
zadzierać nosa. Mimo to, mimo tej niechęci, jaką wobec niej czuje,
nie odchodzi, lecz patrzy na nią kopiąc kępę pokrzyw. To ona
prostuje się i spoglądając z namysłem na swój bukiet podchodzi
do chłopca.
-
Ty jesteś Staszek? - pyta.
On
czuje, że zaschło mu w gardle, a twarz oblał rumieniec. Kiwa
głową.
-
Ciocia Konstancja prosi, żebyś przyszedł na podwieczorek - mówi
Natalia.
Pokonując
ogarniającą go chęć ucieczki, Staszek znów kiwa głową.
-
Chodź - mówi dziewczynka i bierze go za rękę.
Jej
dłoń jest miękka i ciepła, i bardzo delikatna, myśli chłopiec.
A ja mam brudne paznokcie.
Ale
w kuchni, do której wchodzą razem, jest matka i to ona mówi do
Staszka: o, jesteś, umyj ręce. Więc szoruje je szczotką i mydłem,
aż są lśniące i czerwone, wyciera płóciennym ręcznikiem i
przegląda się w zamglonym lustrze nad umywalnią, poprawiając
niesforną grzywkę (...)
Natalia
i Staszek idą wśród pól. Zboża dojrzały, wkrótce żniwa.
Staszek zrywa chabry i kąkole, podaje je Natalii. Maków nie zrywaj,
mówi ona, zaraz umrą. Odgłos, który słyszą, sprawia, że
zatrzymują się przerażeni. To dźwięk silników. Natalia wykonuje
gwałtowny ruch, jakby chciała rzucić się do ucieczki, ale on
przytrzymuje ją mocno. Nie, mówi, zostajemy. Stoją tak na skraju
polnej drogi, trzymając się za ręce, a pod lasem już widać tuman
kurzu i coraz głośniej słychać silniki zbliżających się
maszyn. Natalia mocno zaciska dłoń, wbija paznokcie w rękę
Staszka.
Dwa
motocykle i odkryty samochód są bliżej, i Staszek widzi, że nie
trzeba się bać, jeszcze nie teraz: to dobry Niemiec, wiesz,
zdarzają się też dobrzy Niemcy, mówi do niej cicho (..)
Czasem
Natalia sięga po papier i kredki, i mówi: pozostań chwilę bez
ruchu. Szkicuje szybko. Staszek niecierpliwi się, chce zobaczyć.
Nie, jeszcze nie, mówi ona. A potem: nie udało się... W końcu
pozwala mu popatrzeć, ciężko wzdychając. Staszek patrzy z
podziwem, tak wyglądam? Narysowała go jako królewicza, rycerza,
pazia... Zawsze ubiera postacie na rysunkach w dawne stroje; jeśli
rysuje autoportret, patrząc w lustro, to czy w tym lustrze widzi
siebie w takiej sukni? Z dekoltem, koronką, haftem? Z diademem we
włosach i w naszyjniku z pereł?
-
A może żyliśmy w tamtych czasach? - patrząc na rysunek pyta ni to
siebie, ni to jego. - Na przykład w czasach króla Artura, a ty
byłeś jednym z tej gromady łobuzów i zabijaków, rycerzy
Okrągłego Stołu?
-
A ty? - pyta Staś.
-
Może byłam królową Ginewrą, a może czarodziejką? - zastanawia
się Natalia, a w jej miodowych oczach zapalają się psotne
iskierki. - Tak, byłam Nimue i rozkochałam w sobie Merlina, aż mi
powierzył wszystkie swoje sekrety.
Staszek
bierze papier i zaczyna rysować. Ona chce mu zajrzeć przez ramię,
lecz jej nie pozwala. Kiedy kończy, kładzie rysunek przed nią.
Jest to zamek, wielki zamek o siedmiu wieżach, w jednej z nich
otwarte okno i kobieca ręka, powiewająca chusteczką, a na błoniach
potykają się dwaj rycerze.
Nie
zapomniałem o Konstancji. Czym zajmowała
się w czasie okupacji? Legalna praca w Radzie Głównej Opiekuńczej,
a poza tym to wszystko, czego być może nie spodziewałbym się po
kobiecie takiej, jaką była mając dwadzieścia lat. Teraz ma lat
czterdzieści. Nie boi się? Tego nie wiem. Jest gotowa na wszystko,
to wiem na pewno.
Znajduję
jej ślady, choć zbyt gorliwie nie szukam. Wiem o dzieciach,
ukrywanych w klasztorach. O nocnych wizytach we dworze, po których
pustoszała spiżarnia. O tym, że pan Mertens kilkakrotnie ostrzegał
ją przed wizytami swoich rodaków.
Tamtych
ludzi nie udało się uratować. Wystraszonych, w łachmanach,
przyprowadzono na podwórze i zażądano klucza do piwnicy.
Mężczyzna, kobieta i dwoje dzieci, sześcio-, ośmioletnich. Przy
drzwiach stanął żołnierz. Widać nie zdecydowali jeszcze, co z
nimi zrobić.
Natalia
i Staszek patrzą na to wszystko przez firankę. Niemiec stoi przy
drzwiach piwniczki, bezmyślnie gapiąc się w przestrzeń.
Konstancja wychodzi kuchennymi drzwiami, niosąc w rękach tacę. Na
niej dzbanek, kubki, chleb.... Dzieci zamarły.
Żołnierz
patrzy ze zdziwieniem na kobietę. Może przez moment pomyślał, że
to dla niego ten poczęstunek, ale chyba jej wyraz twarzy jest dość
czytelny, bo aż zesztywniał. Konstancja podchodzi i coś do niego
mówi. On zdecydowanie kręci głową. Ona nalega. Widać, że się
kłócą, on z coraz mniejszą pewnością siebie.
Potem
rozgląda się niespokojnie. Coś mówi do Konstancji, ona stawia
wszystko na murku i nalewa mleka z dzbanka do kubków. Niemiec kiwa
głową i czujnie się rozglądając, wyjmuje klucz.
Wszędzie
są ślady. Wystarczy patrzeć.
Małe
miasteczka, tak niesprawiedliwie zdyskredytowane przez pewnego poetę
(nie wiem, czy przemawiał przez niego daimonion, czy raczej na wpół
przetrawiony alkohol, frustracja i pycha), otóż małe miasteczka
Małopolski, Podkarpacia, Lubelszczyzny mają dla mnie jakąś dziwną
moc przyciągania. Tak jakby za tym rynkiem z nieefektownym pomnikiem
na skwerku, za fasadami chylących się domów, za uliczkami, gdzie
na wyszczerbionych chodnikach leniwie polegują rudawe psy, jakby za
tym wszystkim kryło się drugie dno, tajemnica...
Tak
właśnie jest: ci, co tu teraz mieszkają, często nie pochodzą
stąd. W najlepszym razie to ich rodzice przybyli tu ze wsi,
zasiedlając opuszczone przez dawnych właścicieli domy.
Po
tamtych zostały ślady na framugach drzwi, coraz mniej czytelne.
Widziałem je, nie patrząc. Nie szukając. Po prostu tam były.
Wszystko
może być źródłem, tekstem historii. Notatką, pozostawioną
przez czas. Wystarczy się zatrzymać. Czytam te miasteczka jak
palimpsest.
Może
po to potrzebna mi była historia. Żeby
poznawać cudze opowieści i snuć własne. Wertować książki,
przeszukiwać archiwa, by potem ci ludzie stawali przede mną i - jak
mi się zdawało - przemawiali własnym głosem. A może to był mój
głos?
I
chyba jeszcze bardziej, choć dopiero teraz zaczynałem to powoli
rozumieć, potrzebowałem jej dla siebie. Żeby wędrując po
przeszłości dostrzec tę wąską ścieżkę, która prowadzi do
mnie - teraz. Odzyskać swoją tożsamość.
Nie,
nie mam na myśli identyfikacji z grupą. Nie myślę o wspólnocie,
nie tylko. To wielka pokusa, wiem. Jesteśmy silni pod jednym
sztandarem. Jednostka zerem...
Moja
tożsamość bierze się z tego, że po najdłuższej choćby
wędrówce w przeszłość wracam tu. Tu i teraz. Ale dzięki niej
wiem o sobie więcej, niż wiedziałem przedtem.
W
tym sensie podróż w czasie nie różni się od podróży w
przestrzeni.
Chcę
dążyć do zrozumienia, ale nie chcę rozumieć, wiedzieć na pewno.
Nie chcę wyciągać łatwych i efektownych wniosków, podkreślać
narzucających się podobieństw. Nie chcę zaprzestać poszukiwań.
Nawet rozumienie mechanizmów nie uprawnia do wygłaszania jedynie
słusznych opinii. Żyjemy w tych samych czasach, ale każdy z nas ma
swoja własną opowieść. Nigdy nie wiadomo, gdzie i kiedy te
opowieści mogą się spotkać i splątać.
© 2014 Alina L
All rights reserved. Any unauthorised copying will be an infringement of copyright.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz