czwartek, 10 marca 2016

Przejście przez strumień (25)


Waham się. Czym innym jest wyobrażać sobie czyjeś życie, budując fabułę na kilku znanych faktach. Ale opowiadać o sekretach, które poznało się bezprawnie?
Czytając tamtej nocy pamiętnik i listy nie zdawałem sobie sprawy, że adresat pakieciku wciąż żyje. Teraz mam przed sobą jego list. I kserokopię czegoś, o czym nie wiedziałem: dyplomu w dwóch językach, datowanego - niedawno - w Jerozolimie.
Czym jest przeszłość? Dziś, tylko cokolwiek dalej, mówi Norwid. A jeśli dziś, to jak głęboko mogę ingerować w życie innych? Po to, by opowiedzieć o ich losach. Czy sobie tego życzą? Czy mam prawo wchodzić bez zaproszenia?
Oczywiście, mogę zbadać ich losy z różnych stron. Wpisać życie Konstancji w różne konteksty. Ale czy katalog faktów jest tym, czego potrzebuję? Czy fakty składają się na dzieje Kuczyńskich? Pod skórą faktów pulsuje coś ważnego, ważniejszego niż one. Emocje. Życie.
Nie wiem, w jakich okolicznościach zmarł Marian - było to na początku lat trzydziestych, pamiętam z opowieści babki - i dlaczego nie spoczywa obok żony. Nie szukałem odpowiedzi zbyt gorliwie. Babka wiedziała, ona na pewno znała szczegóły, ale jeśli o tym nie wspominała, a ja nie pytałem... Być może to jest właśnie ten trup w szafie, być może ten jeden raz Konstancja zachowała się nie tak, jak należało? Może moja niechęć do bardziej szczegółowych poszukiwań bierze się stąd: nie chcę wiedzieć.
Dlaczego po śmierci Mariana oddała większość ziemi w dzierżawę? Nie ma w tym żadnej zagadki. To było w jej sytuacji rozsądne wyjście. Miała święty spokój, a przy jej skromnych potrzebach dochód był wystarczający. Mogła wreszcie żyć, jak chciała.
Jak Zygmunt trafił do Anglii? To typowa historia, tylekroć opisywana. Mobilizacja, wrzesień, Rumunia. I tak dalej. I choć na swój sposób niepowtarzalna, by ją opisać, musiałbym spotkać się z nim. Co mam nadzieję uczynić.
W jakich okolicznościach zmarli jego rodzice? Było to w czasie okupacji, najpierw on, prawdopodobnie na serce, potem ona. Ludzie mówią, że Eliza po śmierci Leonarda wyszła nocą na mróz, dostała zapalenia płuc i nie pozwoliła się leczyć. W pałacowej oficynie był niemiecki szpital, lekarze chcieli jej pomóc, przepędziła ich. To było w 1943 roku.
Gromadzić fakty? Przecież żadne dokumenty nie powiedzą mi, kim byli. Co czuli. I dlaczego musieli zapłacić taką cenę.
Mam przed sobą żywych ludzi. Mówią do mnie. Dzięki nim zaczynam rozumieć prawdziwe motywy mojej dawnej decyzji. Dlaczego historia? Bo jeśli nie można przed nią uciec, trzeba ją poznać. Spróbować zrozumieć. Jak wroga.
Choć nie jest to takie proste. Poznając zaczynamy się angażować. I nagle staję zdumiony, schwytany w potrzask: pomiędzy wirem wrogiej Historii a intymną obecnością Przeszłości.

Konstancja ma trzydzieści pięć lat. Jest wieczór. Ciepłe światło lampy pada na książkę, którą czyta, siedząc w głębokim fotelu. 
 Die Turmstube ist Dunkel.
Aber się leuchten sich ins Gesicht mit ihrem Lacheln. Sie tasten vor sich her wie Blinde und finden den Andern wie eine Tur. Fast wie Kinder, die sich vor der nacht angstigen, drangen się sich ineinander ein. Und doch furchten się sich nicht. Da ist nichts, was gegen się ware: kein Gestern, kein Morgen; denn die Zeit ist eingrsturzt. Und się bluhen aus ihren Trummern“.
U jej stóp leżą psy. Nagle jeden z nich podnosi się cicho warcząc. Po chwili warkot zmienia się w radosne skomlenie i już oba są przy drzwiach, drapią w nie gwałtownie, niecierpliwie. Ona podnosi się z fotela, rzuca szybkie spojrzenie w lustro i wychodzi. Na ganku psy witają przybysza. 
 
Nie zaczęłam nawet żyć, pisze Konstancja, kiedy wszystko się skończyło. W młodości wydawało mi się, że to, co się wokół mnie dzieje, jest jakąś próbą, jak w teatrze, że to jeszcze nie jest prawdziwe życie. Byłam głęboko przekonana, że cokolwiek zrobię, będzie bez znaczenia, bo zdarzy się jeszcze przed podniesieniem kurtyny. Nawet Zygmuś... mój syneczek był dla mnie jeszcze jedną lalką, słodkim pieszczoszkiem, zabaweczką. Póki był zdrowy, nie byłam naprawdę matką. Stałam się nią tamtej nocy, kiedy krzyknął i upadł, tracąc przytomność. Wtedy zrozumiałam, co to znaczy mieć dziecko. Tylko po to, by je zaraz utracić.
Więc zanim zaczęłam żyć, umarłam. Wtedy sądziłam, że to się stanie naprawdę, że nikt nie jest w stanie tyle znieść. Że już nic w życiu mnie nie czeka i pozostaje tylko z rezygnacją wypatrywać końca.
Niczego nie oczekiwałam, tylko żeby ból zelżał. Żeby już nie budzić się nad ranem na mokrej poduszce. Żeby nie patrzeć w okno czekając świtu. Co noc.
Niczego nie oczekiwałam, dostałam wszystko.
Jeśli to grzech, to dlaczego czuję taką słodycz i spokój?

Więc jak to było? Nie opowiem. I nawet nie dlatego, że nie chcę. Nie wiem. 

© 2014 Alina L
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie tekstu w całości lub we fragmentach bez zgody autora zabronione. 
All rights reserved. Any unauthorised copying will be an infringement of copyright.
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz