"Afryka z jazzem w uchu. Jazz jest
zawsze Afryka. Tylko w jednym uchu, żeby muzyka mieszała się z życiem,
przybliżała i jednocześnie oddalała mnie od tego, co tutaj widzę, słyszę
i czuje nozdrzami poprzez spaliny z rur starych samochodów, chaotycznie
pędzących po ulicach i chodnikach.
Impresje z pierwszego spaceru. "Impressions" Johna Coltrane'a. Intro perkusji jak gwałtowny, tropikalny deszcz. A potem długie frazy łkania saksofonu. Murzyński płacz. To jest zawsze blues. To jest zawsze tęsknota. To jest zawsze ból. Zawsze Afryka. Jazz jest zawsze Afryka."
Kim jest ten podróżnik? Czterdziestoletnim mężczyzną, który wyruszył na spotkanie dziecięcych marzeń? Dziesięcioletnim chłopcem, zafascynowanym lekturą "Poławiaczy pereł" Mirko Paška? Dwudziestolatkiem uporczywie poszukującym tego, co nada życiu sens? A może każdym z nich?
Impresje z pierwszego spaceru. "Impressions" Johna Coltrane'a. Intro perkusji jak gwałtowny, tropikalny deszcz. A potem długie frazy łkania saksofonu. Murzyński płacz. To jest zawsze blues. To jest zawsze tęsknota. To jest zawsze ból. Zawsze Afryka. Jazz jest zawsze Afryka."
Kim jest ten podróżnik? Czterdziestoletnim mężczyzną, który wyruszył na spotkanie dziecięcych marzeń? Dziesięcioletnim chłopcem, zafascynowanym lekturą "Poławiaczy pereł" Mirko Paška? Dwudziestolatkiem uporczywie poszukującym tego, co nada życiu sens? A może każdym z nich?
"Zawsze mnie pociągała Afryka. To poprzez te książeczki z dzieciństwa. Na początku egzotyka przyrody, potem coraz częściej jej duchowy wymiar i głębia człowieczeństwa tutaj."
"Gdzieś to już kiedyś przeżyłem, od zawsze znalem ten świat oddalony ode mnie tylko morzem czasu" pisał Carl Gustaw Jung. Przywołuje go Olga Stanisławska w swoim szkicu o Karen Blixen. Pisze: "Blixen nie przyjechała do Afryki, żeby zaglądać do własnej duszy. Przyjechała żeby śnić, a nie żeby się obudzić". Kalwas jedzie do Erytrei, by śnić.
"Wszystko takie samo od zawsze. I ten upał. Zawsze upał. Duszno i parno. Żar, który przenika całe jestestwo. Lubię ten żar, bo on odrealnia".
"Czas"
to opowieść zmysłowa. Podróżnik, kimkolwiek jest - a jego istnienie w
czasie jest niejasne, dzieciństwo, młodość i dojrzałość przenikają się
jak wówczas, gdy śnimy się sobie jako dzieci lub ludzie młodzi, i jest
to równie prawdziwe, jak jawa - zmierza do miejsca, gdzie toczyła się
akcja "Poławiaczy pereł".
Wędruje
z jazzem w uszach - słuchając Milesa Davisa, Johna Coltrane'a,
Theloniousa Monka - i w tym rytmie biegnie opowieść. Bo fraza Kalwasa
jest muzyczna - słychać w niej jazz i bluesa. Wędruje w skwarze, w słońcu, odpoczywa w ciszy gorących nocy. Smaki, zapachy, dźwięki. Śpiew derwiszy, nocna ceremonia żałobna, azan muezzina.
"Noc pulsowała, po prostu grała. Wszystko tętniło niewypowiedzianym i nieopisanym dźwiękiem. Żaby rechotały jednostajnie i rytmicznie jak tysiące kontrabasów, owady cykały i syczały jak te skwarki smażone przez czynele perkusji, jakieś ptaki zanosiły się tęsknymi zawodzeniami, jak saksofony albo klarnety."
Czytam ją tak, jakbym śniła. Czas i sen mijają niepostrzeżenie, choć zdawałoby się, że trwają.
"Tak, znowu słyszę śpiew. Gdzieś za oknem. Boże, ileż można śpiewać?"
Są tu spotkania z ludźmi, tak piękne, że aż niemożliwe. Z ojcem Marino, z zakonnikiem Gibrilem z Debre
Libanos, ze starcem Abrahą. W świecie, przez który Kalwas wędruje,
ludzie okazują sobie troskę i szacunek. To świat, w którym najgorsze zbrodnie popełnili biali - Włosi z czasów Mussoliniego. Nie ma konfliktu religii, nie ma
wrogości. Ta idylla dziś, po rzeziach na tle religijnym, wydaje się
irrealna.
"Gorące powietrze oplatało moją głowę pełną snów. To wszystko mieszało mi się w świadomości. Cudowne przemieszanie wspomnień, marzeń i rzeczywistości. Stan melancholijnej oniryczności, w który wprowadzam się od dziecka, bo to uwielbiam."
Bardzo
to piękna książka. Bo sztuką jest pozostać dzieckiem, będąc dorosłym.
Sztuką jest pozostać sobą, szanując innych. I jeszcze opowiedzieć o
tym...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz