środa, 26 lipca 2017

Światło Normandii: Honfleur


Pokochałam Normandię od pierwszego wejrzenia: jej kapryśną pogodę, chmury gnane wiatrem, jaskrawe słońce lata, długie plaże, kremowobiałe klify. Jej zielone także zimą żywopłoty, rozległe pastwiska, lśniącą taflę morza, fiołkowe niebo o zachodzie. Mokradła i saliny, kamienne farmy, miasteczka i ich szachulcowe domy, zamki i opactwa. Wilhelma i Matyldę, tkaninę z Bayeux. Ogród Moneta. Plaże lądowania aliantów, gdzie ciągle czuję obecność duchów.


 Teraz jeździmy tam rzadziej. Zawładnęło nami Południe.





















Tego lutowego dnia światło Normandii było szare. Szare były łupkowe fasady domów w porcie, szara woda i bruk. A jednak Honfleur pozostało perłą. Uśpione, pustawe.

























Fascynowało malarzy. Syn miasta Eugene Boudin, nauczyciel Claude'a Moneta, ma tu swoje muzeum. Bywali tu i malowali Camille Corot, Gustave Courbet, Auguste Renoir. Normandia była dla impresjonistów w równym stopniu inspiracją, co spełnieniem marzeń.
























Spacerowaliśmy bez pośpiechu. Spotkaliśmy Kota Kościelnego, ale nie chciał, by go budzono.


I gdy już mieliśmy odjeżdżać, nad Starym Portem zaświeciło słońce.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz