Byłam
samotnym dzieckiem. Pamiętam długie godziny oczekiwania, czasem do
późna, na powrót mamy z terenu. Tygodnie oczekiwania na
listy od ojca. Bycie inną niż dzieci z przedszkola, a potem
ze szkoły. Wtedy nauczyłam się, że samotność jest szansą.
Miałam książki. Nigdy nie byłam już naprawdę sama i w chwilach,
gdy waliło się wszystko, w literaturze odnajdowałam ocalenie.
A
potem zrozumiałam, że czasem wystarczy wyciągnąć rękę. I że
są bardziej ode mnie samotni - ci, co nigdy nie polubili siebie
samych. Co desperacko przywiązują się do ludzi i rzeczy, uciekają
w jakikolwiek związek, pracę, nałóg. Kobieta, która przez 40 lat
była z niezdolnym do wierności alkoholikiem, poetą (ożenił się
z nią, gdy zaczął poważnie chorować): Wiem, że nic lepszego,
nic wspanialszego mi się zdarzyć nie mogło. Teraz jest Wdową po Wielkim Człowieku, a nie anonimową staruszką.
Nie
powinnam osądzać.
Kobiety zwykle uważają, że miłość
odwzajemniona jest lepsza niż ta bez wzajemności. Kiedy im mówię,
przewrotnie, że nie jestem o tym przekonana, patrzą na mnie jak na
dziwadło. A tymczasem mówimy o różnych rodzajach miłości. One
myślą, że to, co biorą za miłość, jest sensem życia. Lecz, jak zauważa Rosa Montero: miłość aż po grób trwa trzy
miesiące, a miłość na całe życie mniej więcej dwa lata... A potem?
Tymczasem
wszyscy czują się samotni. Nie widać istotnej różnicy między
tymi, co mają dzieci i wnuki, a bezdzietnymi. Czasem w małżeństwie
jest to jeszcze bardziej dotkliwe. Brak tego, co najważniejsze - szacunku, lojalności, wsparcia, zaufania.
Czemu tak trudno zaakceptować myśl,
że samotność jest naturalnym stanem, ludzką kondycją? I że
warto się z nią oswoić, zaprzyjaźnić? Przecież nie można
drugiego człowieka czynić odpowiedzialnym za sens naszego własnego
życia, nikt nie uniesie takiego ciężaru, nikt nie wypełni sobą
takiej pustki! Jest jedna Istota, która to wszystko może - ale co z
tymi, którzy nie wierzą?
Wzajemność
bywa darem, ale jeśli jest warunkiem, ten dar zamienia się w
niewolę. Oczywiście, w codziennym życiu lepsza jest miłość
odwzajemniona. Ale co to właściwie znaczy? I dlaczego tak często
związki zawarte z miłości rozpadają się? Może dlatego, że
wielu bierze za miłość neurotyczną potrzebę posiadania kogoś na
własność, co nazywa się wzajemnością. A może dlatego, że za
wiele oczekujemy?
Namiętność
jest zaledwie maską pożądania. Jest biologicznym mechanizmem,
który ma uśmierzyć lęk przed bliskością obcego. Jest
narkotykiem, i jak narkotyk obiecuje raj. I jest rajem – na chwilę.
A
co jest sensem? Może kiedyś się dowiem. Na poziomie biologicznym
jest nim przekazanie własnych genów. Ale pozostaje druga połowa
życia, bez uzasadnienia w biologii. Co teraz? Można przedłużać
złudzenie młodości, angażując się w miłostki. Można też
szukać. Zadawać pytania.
Nie
żałuję niczego z przeszłości. Bez tamtych przeżyć nie byłabym
tu, gdzie jestem. Jest to świat, w
którym budzę się rano z radością i ciekawością, co przyniesie
dzień. Świat, któremu ufam. Obowiązuje w nim kilka
prostych zasad. Człowiek dorosły jest odpowiedzialny za swoje
własne życie. Nikt nie ma prawa żądać, bym działała na swoją
szkodę. Tylko będąc szczęśliwą i spełnioną kobietą będę
mogła ofiarować coś światu. Cokolwiek to będzie: pomoc,
współczucie, radość, fascynacja...
Jestem
jak morskie ssaki: ich żywiołem jest morze, ale muszą co jakiś
czas zaczerpnąć powietrza. Moim powietrzem jest samotność. Bez niej
się duszę. Teraz, jako dojrzała kobieta, nie chcę
już byle czego. Oczywiście, mam prawo do kaprysów. Ale żeby
kaprys miał wpływ na moje życie?
Zawsze
obawiałam się naprawdę jednego - że kiedyś, kiedy będę stara,
spojrzę wstecz i powiem sobie (za Czechowem): życie minęło, jakbym nigdy nie
żyła. Może na oślep i niemądrze, ale dążyłam i nadal dążę
do tego, by było inaczej. Idę przed siebie, rozglądam się wokół i cieszy mnie
świat. Nie szukam towarzystwa. Ale jeśli spotkam kogoś, kto idzie
w tym samym kierunku, chętnie nawiążę rozmowę i pójdziemy razem
przez jakiś czas. A potem, być może, powiemy sobie: żegnaj.
Samotność
jest mi potrzebna do pisania. To zrozumiałam przed laty. A pisanie -
jest mi niezbędne do życia.
Bo
są dwa sposoby pisania. Jeden to dziennik, notatki z tego, co się
dzieje, o czym myślę, co czytam i co przeżywam. Nie trzeba się
zastanawiać ani nad ich porządkiem, ani formą. Są dla mnie ważne,
świadczą o tym, że życie nie tylko mija, ale również niesie
zmiany, we mnie i w świecie wokół.
Ale
jest jeszcze drugi sposób. Bardziej wymagający. Potrzeba czasu, by
działać, czasu, by myśleć i czasu, by nic nie robiąc dać szansę
wyobraźni i intuicji. Potrzebny mi jest czas, potrzebne mi są
spacery z psami, patrzenie na obłoki gnane wiatrem, na ptaki i kwiaty, potrzebne mi są lektury, obrazy, muzyka, i dużo, dużo
snów. Przyjdzie taki moment, kiedy frazy, zdania, obrazy, opowieści
pojawią się same. Komu one są potrzebne? Mnie! I tym, którzy
zechcą je czytać. Kiedyś.
Tę
opowieść - Pamiętasz? -
zamieszczę wkrótce na blogu. We fragmentach. Pisałam ją przed
laty. Nauczyła mnie wiele o sobie samej. Jej pisanie było
spotkaniem z moim własnym życiem. Dzięki niej w nim się
odnalazłam.
Postacie,
które w niej występują, są fikcyjne, ale historia zdarzyła się
naprawdę.
Jest
tam namiętność i historia, miłość i samotność,
szczęście i smutek.
To
romans, ale i coś więcej. Zapraszam do lektury – już wkrótce.