wtorek, 14 marca 2017

Wieczór z Nowosielskim

Sztuka jest jednak naprawdę rzeczą nieprzyzwoitą. I coraz bardziej przekonany jestem o tym, że głównym zadaniem sztuki dzisiaj jest gorszenie ludzi.

***

Dzień był przedwiosenny, jeszcze szarawy. Wyszłam z hipsterskiej knajpki, gdzie obserwując barwne towarzystwo jadłam szakszukę. Obok katedry w lewo i w dół, mijając biskupi pałac po lewej stronie i zdewastowane kamienice Żmigrodu po prawej.

Seminarium duchowne ufundowano na początku XVIII wieku pod zarządem Zgromadzenia Misjonarzy św. Wincentego à Paulo. Na południowo - wschodnim zboczu żmigrodzkiego wzgórza powstał wówczas kościół na planie krzyża greckiego. Neogotycka kaplica to dzieło późnodziewiętnastowieczne.
Od 1965 roku w seminarium studiują alumni obrządku bizantyjsko-ukraińskiego i to dla nich przeznaczona jest ta kaplica. Ikonostas Jerzego Nowosielskiego powstał w 1989 roku. Czasem można go zobaczyć.



To miał być wieczór wspomnień, opowieści tych, co Profesora znali. Siedzieliśmy zasłuchani, zapatrzeni - jest w tym dziele wielki spokój, niemal dotykalna cisza. Łagodna płowość tła, turkusy, błękity i niepowtarzalna czerwień Nowosielskiego.

Dobry łotr na diakońskich wrotach. Autoportret?

"Nie był wielkim malarzem, ale był wielkim artystą" - usłyszałam. Okrągłe zdanie, ale czy cokolwiek znaczy? "Nie był kolorystą" - no nie był. Nie musiał. Potraficie odtworzyć jego czerwień? Kobalt? Albo ten kolor pustyni z tła ikonostasu, z "Villi dei Misteri": barwę spłowiałego, wytartego złota?

Wśród prelegentów było dwoje jego studentów, Małgorzata i Piotr. Emocjonalne wystąpienie Małgorzaty, opowieść o pierwszym spotkaniu nastolatki z dziełem przyszłego Mistrza. W kościele w Tychach. I o dobrym człowieku, Nauczycielu, który wspierał, bronił i - pozwalał być sobą.

Bez pośpiechu idziemy w górę ulicą Bernardyńską do Galerii Łucjan w dawnym dworze Gorajskich. Przed wejściem czeka już poczęstunek, w niewielkiej sali - "schulzowskie" obrazy gospodarza i kilka świetlistych płócien Małgosi. Pytana o inspiracje powoła się na Franza Kline'a. Rzeczywiście, to ta sama śmiałość malarskiego gestu. Ale Małgorzata zmierza w innym kierunku, jej obrazy stają się lirycznymi pejzażami, gdzieś w tle widzę Moneta i jego późne obrazy z Giverny.

Dalszy ciąg wspomnień. Tabu tego spotkania: alkohol. O tym mówić nie będziemy, zapowiedziano. Potem przy stole z herbatą rozmawiam z kimś, kto mówi: "gdyby nie pił..." Gdyby nie pił, to może nie udźwignąłby bólu? Czy wtedy by tworzył? I rozmowa schodzi na innego nieobecnego i nadwrażliwego, Mikołaja, nieobecnego przedwcześnie i niepotrzebnie. Outsidera, pogardzającego własnym unicestwieniem.

Tak, Nowosielski cenił Francisa Bacona. To zupełnie zrozumiałe - obaj stawali twarzą w twarz z Ciemnością, wiec kiedy Piotr mówi, że Bacon malował zło, a Nowosielski samo dobro, mam chęć mu powiedzieć, że nic nie rozumie. A pływaczki, gimnastyczki, "Rzeźnia", Beatrix Cenci? A "Kobiety na statku" i "Villa dei Misteri".


Wyszłam z tej wystawy wstrząśnięta. Do tej pory widziałam w obrazach Nowosielskiego piękno i mistycyzm. Teraz zobaczyłam to, o czym wcześniej tylko czytałam w rozmowach z sędziwym artystą.

Obecność zła.

Ofiarą jest kobieta. Naga, spętana, często pozbawiona rąk. Niewolnica i ofiara mężczyzny. Wieszana, poddawana torturom, ścinana. Stojąca ze ściśniętymi kolanami. Klęcząca, przysiadająca na piętach, ze związanymi z tyłu rękami. Na czworakach. Skulona na podłodze. Kobiety w pozornie beztroskiej scenerii wycieczkowego statku są brankami, niewolnicami. Na plażach, we wnętrzach – są przedmiotem władzy mężczyzn. Obnażone.

Mężczyźni są zawsze ubrani, w garnitury lub stroje trenerów w cyklu prac przedstawiających sportsmenki. Ubiór oznacza władzę - trener jest także oprawcą. W Tajemnicy narzeczonych ona jest rozebrana, on ubrany. Beatrix Cenci jest gilotynowana przez katów w garniturach i krawatach.

Mówił: w Boga jest prawie w ogóle niemożliwie wierzyć. W diabła musi się wierzyć, bo się go dotyka na co dzień. Cala tragedia zwierzęcej i ludzkiej egzystencji, tragedia przyrody – to są jawne rządy szatana i upadłych aniołów.

Wychodzimy z M. w rozświetloną lubelską noc. Wiesz, mówi, wolę muzykę od malarstwa. Bach przybliża mnie do Boga. A mnie Cohen, mówię. Zwłaszcza jego ostatnia płyta, prawda? Właściwie Cohen i Nowosielski mieli wiele wspólnego, zgadzamy się. Grzesznicy, poszukujący Boga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz