Sztuka jest jednak naprawdę rzeczą
nieprzyzwoitą. I coraz bardziej przekonany jestem o tym, że głównym
zadaniem sztuki dzisiaj jest gorszenie ludzi.
***
Dzień był przedwiosenny, jeszcze
szarawy. Wyszłam z hipsterskiej knajpki, gdzie obserwując barwne
towarzystwo jadłam szakszukę. Obok katedry w lewo i w dół,
mijając biskupi pałac po lewej stronie i zdewastowane kamienice
Żmigrodu po prawej.
Seminarium duchowne ufundowano na
początku XVIII wieku pod zarządem Zgromadzenia Misjonarzy św.
Wincentego à Paulo. Na południowo - wschodnim zboczu żmigrodzkiego
wzgórza powstał wówczas kościół na planie krzyża greckiego.
Neogotycka kaplica to dzieło późnodziewiętnastowieczne.
Od 1965 roku w seminarium studiują
alumni obrządku bizantyjsko-ukraińskiego i to dla nich przeznaczona
jest ta kaplica. Ikonostas Jerzego Nowosielskiego powstał w 1989
roku. Czasem można go zobaczyć.
To miał być wieczór wspomnień,
opowieści tych, co Profesora znali. Siedzieliśmy zasłuchani,
zapatrzeni - jest w tym dziele wielki spokój, niemal dotykalna
cisza. Łagodna płowość tła, turkusy, błękity i niepowtarzalna
czerwień Nowosielskiego.
Dobry łotr na diakońskich wrotach.
Autoportret?
"Nie był wielkim malarzem, ale
był wielkim artystą" - usłyszałam. Okrągłe zdanie, ale czy
cokolwiek znaczy? "Nie był kolorystą" - no nie był. Nie
musiał. Potraficie odtworzyć jego czerwień? Kobalt? Albo ten kolor
pustyni z tła ikonostasu, z "Villi dei Misteri": barwę
spłowiałego, wytartego złota?
Wśród prelegentów było dwoje jego studentów, Małgorzata i Piotr. Emocjonalne wystąpienie Małgorzaty, opowieść o pierwszym spotkaniu nastolatki z dziełem przyszłego Mistrza. W kościele w Tychach. I o dobrym człowieku, Nauczycielu, który wspierał, bronił i - pozwalał być sobą.
Wśród prelegentów było dwoje jego studentów, Małgorzata i Piotr. Emocjonalne wystąpienie Małgorzaty, opowieść o pierwszym spotkaniu nastolatki z dziełem przyszłego Mistrza. W kościele w Tychach. I o dobrym człowieku, Nauczycielu, który wspierał, bronił i - pozwalał być sobą.
Bez pośpiechu idziemy w górę ulicą
Bernardyńską do Galerii Łucjan w dawnym dworze Gorajskich. Przed
wejściem czeka już poczęstunek, w niewielkiej sali -
"schulzowskie" obrazy gospodarza i kilka świetlistych
płócien Małgosi. Pytana o inspiracje powoła się na Franza
Kline'a. Rzeczywiście, to ta sama śmiałość malarskiego gestu.
Ale Małgorzata zmierza w innym kierunku, jej obrazy stają się
lirycznymi pejzażami, gdzieś w tle widzę Moneta i jego późne
obrazy z Giverny.
Dalszy ciąg wspomnień. Tabu tego
spotkania: alkohol. O tym mówić nie będziemy, zapowiedziano. Potem
przy stole z herbatą rozmawiam z kimś, kto mówi: "gdyby nie
pił..." Gdyby nie pił, to może nie udźwignąłby bólu? Czy
wtedy by tworzył? I rozmowa schodzi na innego nieobecnego i
nadwrażliwego, Mikołaja, nieobecnego przedwcześnie i
niepotrzebnie. Outsidera, pogardzającego własnym unicestwieniem.
Tak, Nowosielski cenił Francisa
Bacona. To zupełnie zrozumiałe - obaj stawali twarzą w twarz z Ciemnością, wiec kiedy Piotr mówi, że Bacon malował zło, a
Nowosielski samo dobro, mam chęć mu powiedzieć, że nic nie
rozumie. A pływaczki, gimnastyczki, "Rzeźnia", Beatrix
Cenci? A "Kobiety na statku" i "Villa dei Misteri".
Już o tym pisałam po wystawie z 2003 roku. Ale powtórzę.
Wyszłam z tej wystawy wstrząśnięta.
Do tej pory widziałam w obrazach Nowosielskiego piękno i mistycyzm.
Teraz zobaczyłam to, o czym wcześniej tylko czytałam w rozmowach z
sędziwym artystą.
Obecność zła.
Ofiarą jest kobieta. Naga, spętana,
często pozbawiona rąk. Niewolnica i ofiara mężczyzny. Wieszana,
poddawana torturom, ścinana. Stojąca ze ściśniętymi kolanami.
Klęcząca, przysiadająca na piętach, ze związanymi z tyłu
rękami. Na czworakach. Skulona na podłodze. Kobiety w pozornie
beztroskiej scenerii wycieczkowego statku są brankami, niewolnicami.
Na plażach, we wnętrzach – są przedmiotem władzy mężczyzn.
Obnażone.
Mężczyźni są zawsze ubrani, w
garnitury lub stroje trenerów w cyklu prac przedstawiających
sportsmenki. Ubiór oznacza władzę - trener jest także oprawcą. W
Tajemnicy narzeczonych ona jest rozebrana, on ubrany. Beatrix Cenci
jest gilotynowana przez katów w garniturach i krawatach.
Mówił: w Boga jest prawie w ogóle
niemożliwie wierzyć. W diabła musi się wierzyć, bo się go
dotyka na co dzień. Cala tragedia zwierzęcej i ludzkiej
egzystencji, tragedia przyrody – to są jawne rządy szatana i
upadłych aniołów.
Wychodzimy z M. w rozświetloną
lubelską noc. Wiesz, mówi, wolę muzykę od malarstwa.
Bach przybliża mnie do Boga. A mnie Cohen, mówię. Zwłaszcza jego ostatnia płyta, prawda? Właściwie Cohen i Nowosielski mieli wiele
wspólnego, zgadzamy się. Grzesznicy, poszukujący Boga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz