niedziela, 25 listopada 2018

Wenecja i psy




"Nie można opisać Italii słowami. Świata nie można opisać słowami. Trzy zadania poety: poznać, zrozumieć, odtworzyć, są mrzonką jak szklana góra, jak pałac lodowy. Nie da się ująć świata, owej rozhukanej sfory, owego tabunu pełnego czarniawych ogierów; nie da się jej zamknąć w złotą oprawę słów,(...) czasem najbardziej zachwyci nas w nim szczegół, jak soczewka koncentrujący linie naszych przeżyć, drobny, nikły, niepozorny – słowem, piesek naczelnika stacji w Conegliano.”


Kiedyś na nieznane mi Włochy patrzyłam oczami Iwaszkiewicza. Czy może raczej poprzez jego emocje: wrażliwość na urodę świata, a w jeszcze większym stopniu – na własne jego odczuwanie. Na detal, chwilę, zwyczajność rzeczy. Było to w czasach, gdy na lekcjach matematyki czytałyśmy pod ławką jego opowiadania. Nie do końca rozumiejąc, raczej przeczuwając, skąd pochodzi ten smutek, lekki jak pajęczyna, ale przenikający wszystko, podszyty chłodem.


Potem pojawiły się psy i ptaki ze „Śpiewnika włoskiego”, późnego tomu, może najdoskonalszego w swej chwytającej za gardło precyzji. To było pożegnanie: wiersze pisane we Włoszech. Zwierzęta są tu niemal w każdym wierszu. Jakby to one były najbliższe staremu poecie, jakby z nimi rozumiał się bez słów.



Są tu wszystkie. Złapany przez weneckiego hycla na lasso, skowyczący rudy spaniel. Stara, chora suczka z Taorminy. Psy z obrazów Sano di Pietro i Benozza Gozzolego, i „ten żółty pies, który żył z tego, że wynajmował obszary Stawiska na psie wesela” i inne psy domowe.


I pies horacjański otwierający tomik, najwyraźniej brat poety:
Bo ja czasami śpię i widzę w nocy
zarysy boskie gór, z radości szczekam
i jestem chyba jak ty, biało-czarny
pies horacjański”


Wszyscy umarli przyjaciele, „którzy się z nami pobratali w nicości”.


A zaczęło się od pieska naczelnika stacji w Conegliano, z którego obecności się żartobliwie tłumaczył, traktując adresatkę „Listu..” nie do końca serio. Zamiast pisać o Włoszech na klęczkach – to, co już inni napisali – pił wino i oglądał świat. I to mały piesek wieczorem na stacji w Conegliano był objawieniem, że „wszystko jest cudem”.


Że brat mój piesek jest bratem jak drzewo, jak obłok, jak morze, że noc ta jest najcudowniejsza z nocy, że sami jesteśmy z Bogiem nocy tej”.



A ponieważ u Iwaszkiewicza sacrum nie istnieje bez profanum, wspomnienie z Rawenny brzmi tak:
Rzuca się pociąg jak smok bury
Na krągły grób Teodoryka.”
Jest w tym cały on – we włoskim pejzażu/sztafażu własne spojrzenie, nieco żartobliwe, trochę snobistyczne. Gwałtowność burego smoka i zmysłowe krągłości... grobowca! Pyszne!


Więc i Pani mnie pyta, dlaczego podobał mi się piesek naczelnika stacji w Conegliano? Dlaczego po powrocie z Włoch pisałem o tym, dlaczego mówiłem o rzeczach tak zwyczajnych, o psie, o kotach, zamiast o lazurowym morzu, o lazurowym niebie, o lazurowej grocie, o lazurowych oczach.”



Więc zrezygnowałem z opisywania pejzaży włoskich i napisałem o pieskach i kotkach, czasami także o ludziach. Ludziach, których kochałem(…) Sądzę, że Botticelli obejdzie się bez mojej pochwały, a mały, biały piesek, wydobyty z nicości, będzie żył tak długo, jak długo ktoś zechce czytać te listy pisane do Pani, może do nikogo"


Jarosław Iwaszkiewicz List o piesku naczelnika stacji Conegliano
Detale z obrazów Vittore Carpaccia Cud relikwii Krzyża Świętego i cyklu Legenda św. Urszuli



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz