To one były pierwszymi istotami, które powitały mnie w domu po narodzinach. Trzy psy przyszły na pięterko i stanęły przy łóżeczku, zafascynowane nowym człowiekiem.
Była wśród nich suczka, która w dniu moich narodzin została matką. Jej jedyna córka, moja bliźniaczka, została komuś oddana. Nie wiem, jak miała na imię ani jaki był jej los.
Czytałam od zawsze. Mamusiu, jak to literka? pytałam. Aż któregoś dnia, stojąc na przystanku z mamą i ciocią, wysylabizowałam: d-e-l-i-k-a-t-e-s-y. Ku ich bezbrzeżnemu zdumieniu. Miałam cztery lata.
Samotne dziecko i książki. Wiersze, bajki, opowieści zwierzętach. Potem powieści podróżnicze i przygodowe. Wędrówki palcem po mapie. Nie czytałam prawie dziewczyńskich powieści, a jeśli czegoś nie lubiłam, to nie i już. Jeśli kochałam, czytałam wielokrotnie.
Jak zatem wybrać książki, o których mam opowiedzieć? Jedyny możliwy wybór, to ten subiektywny.
I pojawia się myśl, że przecież nasza relacja z psem, to w istocie trzy najważniejsze momenty.
Spotkanie. Bywa wyzwaniem, próbą naszego charakteru, sprawdzianem, czy jesteśmy gotowi sprostać własnym wyobrażeniom o tym, kim jesteśmy.
Podróż. Ta dosłowna i ta metaforyczna. Z całą różnorodnością relacji, w jakie wchodzimy z przyjacielem. Podróż, w której najważniejsza jest nasza uważność, bo pies ofiarowuje nam swoją bez wahania.
I pożegnanie. Utrata.
Jeśli chcecie, posłuchajcie. Nie dałam Beacie wielu okazji do zadawania pytań. Obie kochamy psy, wiec mam nadzieję, że mi to wybaczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz