wtorek, 25 grudnia 2018

Torcello



Jak to się zaczęło? Posłuchajmy Petera Ackroyda:

Podróżowali po dalekich, osamotnionych wodach. Płynęli płaskodennymi łodziami, sunąc nad mieliznami. Byli wygnańcami, zawędrowali daleko od swoich miast i gospodarstw, uciekając przed łupieżczymi plemionami z północy i wschodu (...)Podczas odpływu zewsząd otaczał ich muł, żłobiony przez strumienie, rzeczki i kanały; podczas przypływu mieli wokół siebie błotniste wysepki porośnięte sitowiem. Płycizny pokryte trzciną i trawą wyrastały tuż ponad wodę (...) Z oddali słone bagniska i wybrzeże zdawały się tworzyć jedną całość, rozległą płaszczyznę nakrapianą stawami i wysepkami. Do niektórych mokradeł, równie ciemnych i niegościnnych, przypływ nigdy nie docierał. Łańcuch wysepek z piasku i rzecznych namulisk chronił lagunę przed morzem; porastały je sosnowe zagajniki.”

Torcello. Od pierwszej chwili, gdy zobaczyłam fotografie bazyliki Santa Maria Assunta i kościoła Santa Fosca, czułam, że to jest moje miejsce. Surowość i wdzięk tej architektury, zawieszonej między Bizancjum a romanizmem, miały w sobie trudną do określenia magię.

Powinno tu być pusto, upał, zapach ziół. Cisza, tylko śpiew cykad i głosy ptaków.

W tym odludnym miejscu ciszę zakłócały tylko nawoływania morskich ptaków, huk morskich fal i szum wiatru w sitowiu. Nocą na tę krainę zstępowały nieprzeniknione ciemności, nie licząc miejsc, gdzie księżyc oświetlał niespokojne wody. Nawet za dnia horyzont srebrzystego morza, po którym płynęli uciekinierzy, tonął we mgle, a pochmurne niebo zdawało się odbijać migotliwe ruchy wody.”

Zwykle pobyty w Wenecji były za krótkie, by podjąć tę wyprawę.


Rano płyniemy vaporetto linea 1 do Ca d'Oro. Spacer w stronę Fondanenta Nuove. Słońce i zimny wiatr. Wody laguny lśnią w porannym słońcu. Na stateczku tłoczno. Mijamy Murano od strony fabryk wyrobów szklanych. Małe wyspy z przystaniami - domy wyglądają na opuszczone, ale na pewno takie nie są. Przystanek na Mazzorbo... i wreszcie jest!

Wygnańców wciągnęło łono światłości. Znaleźli wyspę. Jakiś głos, niby chór wielu wód, kazał im zbudować tam kościół”.


Wyspa jest płaska i niemal pusta. Wyniosła dzwonnica, potężna bryła bazyliki i niski, okrągły dach Santa Fosca. Czy zbudowano je na pustkowiu? Przeciwnie. Zanim powstała Wenecja, Torcello było największym ośrodkiem laguny. Dziś trudno w to uwierzyć - wyspa jest maleńka, a znaczna jej część to słone mokradła i łachy - ale miało ją zamieszkiwać nawet 20 tys. ludzi.

Skąd się tu wzięli? Przed Hunami Attyli uciekały całe miasta. Mieszkańcy Altino osiedli na Torcello. Zabrali ze sobą relikwie pierwszego biskupa Altino, świętego Heliodora, który zmarł jako pustelnik. Dziś jego sarkofag znajduje się w kościele, przy ołtarzu.


Chodnik wzdłuż kanału prowadzi do bazyliki. Odgrodzone płotami zdziczałe ogrody. Kilka domów, mieszka tu garstka ludzi. W każdym restauracja, na końcu drogi legendarna Locanda Cipriani, gdzie Hemingway pisał „Za rzekę, w cień drzew”, zainspirowany przez kolejną nastoletnią ukochaną, eksploatując - niemiłosiernie już wyeksploatowany, a ciągle płodny - mariaż Wenecji z miłością i śmiercią.

Bazylika w remoncie. Zachodnia fasada obudowana rusztowaniami, narteksu nie widać. Można wejść na dzwonnicę, ale mam stłuczone kolano, nie ryzykuję.


Wchodzimy do jasnego wnętrza i jest to jak haust świeżego powietrza.

Po przeładowanych (epatowanie bogactwem to nieznośna cecha wenecka, czasem przeważająca nad dobrym smakiem) manierystyczno - barokowych kościołach - jasność, blask, puste ściany i złociste mozaiki. Ta największa, Sąd Ostateczny na zachodniej ścianie, zasłonięta rusztowaniami. Można sobie wyobrazić, jak pięknie zalśni: tu i tam widać barwy. Świetlista zieleń w dolnych partiach. Taką zieleń widziałam w apsydzie San Apollinare in Classe, w bajkowej scenie pasterskiej. Bo też i kościół powstał w 639 roku z raweńskiego ducha. Był przebudowywany w IX i XI w., potem wielokrotnie restaurowany.

Architektura, „która, zapominając o rzymskiej przejrzystości, jeszcze nie ma romańskiej wspaniałości, romańskiego, królewskiego rozmachu”, jak pisze Iwaszkiewicz. Nie ma?



Na ścianach jasna cegła i tynki. Marmurowe kolumny. Mozaiki z wielobarwnego kamienia na posadzkach. 


Czy oddałabym weneckie kościoły za ten jeden? Bez San Marco, rzecz jasna!


Hodegetria, Maria z Jezusem w głównej apsydzie - jedenastowieczna. Poniżej apostołowie. W apsydzie prawej kaplicy Pantokrator z archaniołami Michałem i Gabrielem, ewangeliści, na sklepieniu Mistyczny Baranek. Bizancjum, Rawenna...


Santa Maria Assunta była pierwotnie kościołem obrządku greckiego. Ikonostas o archaicznej formie – pośredni między templon, barierą oddzielającą prezbiterium a ikonostasem drewnianym, zamykającym je. Ikony jak zawieszone w powietrzu. Ta wielooprzestrzenność, przenikanie się planów, zachwyca.


Obok bazyliki kościół świętej Foski, młodej męczennicy z III w. 


Wewnątrz na planie krzyża greckiego, z zewnątrz ma plan oktagonalny, a raczej jego pięć boków. 


Harmonijne, skromne wnętrze. I niestety zbyt liczne współczesne dewocjonalia, zgrzyt w tej harmonii.


Wokół pola uprawne, sady, ogrody. Na horyzoncie krzywa wieża kościoła na Burano.


I jest cisza. Choć nie słychać cykad, jedynie wiatr w krzewach. A potem dzwony.


Peter Ackroyd Wenecja. Biografia tłumaczył Tomasz Bieroń
Jarosław Iwaszkiewicz Podróże do Włoch. Wenecja

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz