piątek, 11 listopada 2016

Najpiękniejsza (1)




Są miejsca, o których trudno pisać.
O Wenecji, bo tyle o niej napisano, że niemal nie wypada.
O Korsyce, choć napisano o niej zdumiewająco mało.

Nie planowaliśmy tej podróży. Impuls przyszedł nieoczekiwanie i w kilka godzin mieliśmy bilety i noclegi. Na sześć dni zaledwie. O wiele za krótko.




Prom miał odpływać z Nicei o poranku. W ostatniej chwili zmieniono mały nicejski port na Savonę, bo na morzu panował sztorm. Sześciogodzinny rejs dał się nam we znaki. Gdy przybyliśmy do Bastii, zbliżała się północ.

To nie było rozsądne: wybrać pozornie krótszą, lokalną drogę zamiast krajowej, dłuższej. D81, w dzień piękna droga krajobrazowa przez „pustynię” L'Agriate - kamieniste wzgórza porośnięte niską makią - nocą wydała nam się nawiedzona. Jechaliśmy uważnie, by nie potrącić jakiegoś zwierzątka, światła samochodu wydobywały z mroku zarysy wzniesień. Kołysaliśmy się na zakrętach. Ile ich było? 100? A może 1000? Choroba morska nie ustąpiła na lądzie. I kiedy już wydawało mi się, że dłużej tego nie zniosę... wjechaliśmy na prostą, szeroką T30.

Nasz hotel w Calvi to domki w sosnowym lasku. Jest przed sezonem, koniec kwietnia, pusto. Posiłki na tarasie, synogarlice, dzięcioł gdzieś w pobliżu. Morze jest blisko, skaliste brzegi i wzgórza nad nimi, półwysep Punta della Revellata o statusie rezerwatu. 




Calvi o poranku. Tu 30 stopni, tam, w linii prostej o 30 kilometrów od nas, śnieg! Monte Cinto, 2706 m n.p.m.







 
Cytadela na wzgórzu mieści niewielką katedrę. 



Madonnę już tu pokazywałam, ale jest taka piękna... 


Hymn maryjny - jest patronką wyspy -  Dio vi salvi, Regina to arcydzieło polifonii korsykańskiej. 


O zachodzie spoglądamy na Calvi z otaczających wzgórz.
 

I mówimy dobranoc morzu.

cdn.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz