Ten tekst pisałam przed ośmiu laty na zamówienie Letniej Akademii Filmowej. Szkic wprowadzał w blok tematyczny "Inne światy". Nigdy nie pisałam o filmach, nie wyłącznie o nich. Moje eseje zwykle były "obok'". Zdarzało się, że temat był mi całkowicie obcy, ale właśnie takie zadania lubię najbardziej. Tak właśnie "Planeta cyrk" zrodziła "Kuglarzy" .
Tym razem tematem była odmienność. "Człowiek słoń", "Nosferatu" "Zagadka Kaspara Hausera", "Moja lewa stopa".
Bardzo to było ciekawe doświadczenie.
Teraz - gdy na co dzień jestem świadkiem braku miłosierdzia dla innych, bez skrępowania wyrażanego publicznie - jeszcze bardziej smutne.
Najpierw
jest spotkanie. A raczej możliwość spotkania, bo przecież można
się minąć i zapomnieć. Aby spotkanie zdarzyło się naprawdę,
potrzeba uwagi, skierowanej na drugiego człowieka. Trzeba zadać
pytanie: kim jesteś? A potem jest czas na inne pytania i odpowiedzi.
Czy jesteś taki jak ja? Jesteś przyjacielem czy wrogiem? Co mamy ze
sobą wspólnego?
Spotkanie
to jeden z centralnych problemów myśli Emmanuela Levinasa i Józefa
Tischnera. Zdaniem
Levinasa - relacjonuje Aleksander
Bobko - człowiek
pozostawiony w samotności ma przede wszystkim doświadczenie
swawoli, wydaje mu się, że wszystko może. Dopiero pod wpływem
drugiego człowieka, jego spojrzenia, doświadczenia jego twarzy,
swawola zmienia się w wolność. Twarz drugiego mówi – „ty nie
popełnisz morderstwa” (…) Tak więc to bliźni jest podstawowym
źródłem prawdziwego doświadczenia wolności, dzięki drugiemu
człowiekowi poznaję prawdę o sobie samym.
I
Józef Tischner: Drugi
stawia mnie w sytuacji, w której nawet pominięcie go jest formą
przyznania, iż jest (…) Nie można oddzielić doświadczenia tego
istnienia od doświadczenia zła, które mu zagraża, od
nieszczęścia, które zagraża innym, ani też od
dobra, o które
musi walczyć i którego domagać się od innych.
Kiedy
owo zło i nieszczęście zagrażają Innemu najbardziej? Wówczas,
gdy skupiamy się na różnicach, gdy postrzegamy Innego jako Obcego.
Ta różnica może być różnicą rasy, kultury, języka, religii.
Ale może także dotyczyć płci, stanu zdrowia, orientacji
seksualnej, wieku… Aż do irracjonalnych detali, które stawiamy
jak barierę miedzy sobą a resztą świata.
Dlaczego
jest nam tak trudno zaakceptować Innych? Dlaczego pokusa odgrodzenia
się, a nawet pogardy dla nich, jest tak silna? Pogarda kształtowała
ludzką cywilizację od zawsze; pogarda, lęk i nienawiść.
Pogardę
od początku fascynuje swoje „Ja”, „Ja prawdziwe”, które
jest podejrzane o niezwykłość, głębię, namaszczenie, boskość
– pisze
trapista Michał Zioło -
(…) pogardę charakteryzuje również pewnego rodzaju pierwotne
zdumienie, gdy przypatruje się od czasu do czasu otaczającemu ją
światu, zdumienie iście filozoficzne, bo pogarda pyta, jak to
możliwe, że inni istnieją i są właśnie tacy. Jest to zdziwienie
groźne, zdziwienie – wyrok, zdziwienie – eliminacja.
Ilu
z nas żyje w cieniu pogardy?
A
ilu z nas postrzega w Innym nie Obcego,
lecz kogoś, kto jest do nas podobny? Może najtrudniejszą do
pokonania barierą jest odmienność rasy, języka i kultury.
Barbarzyńcy to ci,
których mowa jest bełkotliwa, a zwyczaje niezrozumiałe – uważali
Grecy, a za nimi Rzymianie.
Ryszard
Kapuściński obrał za swego przewodnika Herodota; tego, który
wbrew utartym pojęciom postanowił poznać Innych, wyrobić sobie
własny pogląd. Herodot nie ocenia, lecz patrzy i opisuje. Słucha.
A to, co usłyszał, opatruje zastrzeżeniami.
Herodot
(…) chce poznać Innych, gdyż rozumie, że aby lepiej poznać
siebie, trzeba poznać Innych, bo to właśnie Oni są tym
zwierciadłem, w którym my się przeglądamy, wie, że aby zrozumieć
lepiej samych siebie, trzeba lepiej zrozumieć Innych, móc się z
nimi porównać, zmierzyć, skonfrontować. On, obywatel świata,
jest przeciwny odgradzaniu się od Innych, zatrzaskiwaniu przed nimi
bram. Ksenofobia, zdaje się mówić Herodot, to choroba
wystraszonych, cierpiących na kompleks niższości, przerażonych
myślą, że przyjdzie im przejrzeć się w zwierciadle kultury
Innych.
Owa
pogarda dla obcych kultur była zapewne zarówno źródłem jak i
skutkiem faktu, że – jak pisze Kapuściński -
Europa wysyłała
na spotkanie z Innymi, w dodatku - na pierwsze spotkanie, swoich
najgorszych, najbardziej odrażających przedstawicieli. Ten
fakt położy
smutny cień na nasze stosunki z Innymi, będzie kształtować nasze
obiegowe poglądy o nich, utrwali w naszych umysłach stereotypy,
uprzedzenia i fobie, niekiedy występujące w tej czy innej postaci
do dzisiaj.
Pisarzem,
który wielokrotnie analizował fenomen stosunku Europejczyków do
Innych, był Joseph Conrad. „Jądro
ciemności” –
pisze Aleksander Fiut -
daje się odczytać jako przypowieść o spotkaniach z Innym –
niepojętym, zagadkowym, umykającym rozumieniu i ułomnemu słowu.
Innym człowiekiem, lecz także – Innym, który kryje się w
jednostce i zbiorowości; w tajnych głębiach, by użyć
staromodnego słowa, duszy ludzkiej i w odrębnych formach
kulturowych; w rozmaitych fazach cywilizacji oraz w samej przyrodzie.
Lektura
„Jądra ciemności” w sposób jaskrawy uzmysławia, jak dalece
nawiązanie kontaktu z Innym może zostać utrudnione czy wręcz
udaremnione przez zasadniczą odmienność kultury, religii,
zwyczajów czy poziomu cywilizacyjnego rozwoju. Że nierzadko
uniemożliwia je brak wspólnego systemu znaczeń, ułomność
komunikacji albo wprost elementarna sytuacja życiowa. Partner
dialogu przedzierzga się wówczas w ofiarę lub wroga, staje się
realnym zagrożeniem.
Lecz
Obcy może mieszkać obok mnie. To problem asymilacji imigrantów,
nawet tych sprzed setek lat. Obcymi byli w Europie Żydzi, nie tylko
ci, co pielęgnowali swoją odmienność. Ich inność drażniła,
budziła lęk i nienawiść. Aż do Holocaustu – i później.
Antoni
Kępiński: Może
nie jest kwestią przypadku, że więźniów obozów koncentracyjnych
znaczono cyframi: przestawali w tym momencie być ludźmi, a stawali
się numerami. W sposób precyzyjny, naukowy trzeba było ich
zlikwidować. Nie budzili lęku, najwyżej obrzydzenie. (…)
Ilustracją tej postawy może być między innymi karykatura
polityczna; w pierwszej fazie propagandy przedstawiała ona np. Żydów
jako groźne zwierzęta, potwory itp. Żydzi byli wtedy jeszcze
ludźmi, budzili lek i agresję. W dalszej fazie przedstawiano ich
jako insekty, brud, który wymiata niemiecka miotła.
Uprzedmiotowienie
jest drogą do zaprzeczenia prawom Innego. Jest
początkiem myślenia o jego eliminacji. Wystarczy, że jest inny niż
ja. Może jest chory? Ułomny? Prowadzi inny – ergo: podejrzany -
styl życia? Ma inne poglądy – herezja jest chorobą!
Furia
wyładowuje się na tym, kto w widoczny sposób nie korzysta z żadnej
osłony. I tak, jak ofiary są między sobą wymienne, w zależności
od danej konstelacji: wagabundzi, Żydzi, protestanci, katolicy, tak
każda z nich może zająć miejsce morderców, z tą sama ślepą
uciechą zabijania, gdy tylko poczuje w sobie siłę normy – pisał
Theodor W. Adorno.
Faszyści
nie byli pierwszymi, którzy eliminowali ze społeczeństwa chorych.
„Eutanazja” chorych psychicznie – a potem także starców,
kalek i weteranów wojennych – wpisuje się w odwieczny porządek
świata. W Księdze Kapłańskiej znajdujemy jedynie nakaz izolowania
trędowatych do chwili wyzdrowienia. Ale już obyczaje spartańskie –
czyżby odbiegały daleko od zwyczajów ludów sąsiednich?
Trąd
to uniwersalna figura budzącej lęk choroby. Trąd to nieczystość.
Dziś ma inna
nazwę: AIDS. Trędowaty
jest - piszą
Jacques Le Goff
i Nicolas Truong -
grzesznikiem usiłującym uwolnić swą duszę i swe ciało od
skalania, zwłaszcza grzechem rozpusty. Cierpiące ciało trędowatego
jest więc trądem duszy. Uważa się często, że trędowaty
spłodzony został w jednym z okresów, w których spółkowanie jest
małżonkom zakazane. Leprozoria staną
się miejscami zesłania(…) segregacji i kary(…) Poddany
obrzędowej śmierci cywilnej, trędowaty stawał się żywym trupem
pozbawionym mienia, oddzielonym od rodziny i swego społecznego oraz
materialnego środowiska. Skąd
my to znamy?
Inny
– ten żyjący wśród nas – staje się kozłem ofiarnym.
Wygnanie jest najlżejszą karą; za odmienność – świadome
głoszenie kontrowersyjnych poglądów ale i zwykłe
nieprzystosowanie - można było zapłacić życiem. Dramat inności
fascynował, przyciągał i odpychał, ale z reguły zwyciężał
konformizm, w najlepszym przypadku Piłatowe umycie
rąk.
Rene Girard, pisząc o koźle ofiarnym,
najwięcej miejsca poświęca Jezusowi.
Jezus
to ten, który odważył się być Innym, rzucił wyzwanie i zapłacił
najwyższą cenę, ale zmienił świat. Taki jest cel ofiary, tak
pokazują to mity. Bo przecież mit i wielka sztuka, dawna i
nowożytna, opowiadają właśnie o Innych. Dramat grecki
daleki od
zajmowania się codziennością pogodnych i normalnych dzieci,
pokazywał wyłącznie anormalnych odmieńców (…) Protagoniści
tragedii są awangardą odmienności egzystencjalnej, ponieważ
spadła na nich klątwa niebios, choć nie chcieli tej tragicznej i
dlatego bezwyjściowej sytuacji -
pisze Hans Meyer.
Ludzie
w poczuciu samoobronnej „zdrowej” równości tępią
poszczególnych odmieńców, ale ideały ludzkości, jej tęsknoty, a
także zmory przejawiają się w mitach o wielkich odmieńcach,
tych, którzy chcieli latać - Ikar, o kochających poza grób –
Romeo i Julia, o różnych przerażających postaciach Losu –
parki, o obdarzonych „nadludzką” wyobraźnią malarzach –
Hieronim Bosch (…) Nie twierdzę wcale, że to postacie tego samego
rzędu. Chodzi mi tylko o przypomnienie, w jak różnych lustrach
ludzkość się przegląda, i wtedy, gdy już odbicie nazwie Ikarem
czy Julią, kiedy mit się utrwali, przebacza pierwowzorom ich
„inność”- to
słowa Małgorzaty Baranowskiej, samej naznaczonej „innością”
przewlekłej, ciężkiej choroby.
Emblematem
Innego u Tischnera jest Hiob:
Cóż pozostaje Hiobowi? Cóż pozostało tym, których nie można
zrozumieć i którym nie można pomóc? Pozostaje skarga. Hiob skarży
się. Cały sposób istnienia Hioba stał się jedną wielką skargą.
(…) Inny – mówi Levinas – to wygnaniec, wdowa, sierota. Inny
jest naznaczony bólem. Spotkać innego to spotkać go w jego bólu.
Cierpienie
psychiczne budzi lęk jeszcze większy niż fizyczne. Nadwrażliwi,
niedostosowani, jeśli nie mogą być izolowani, powinni się
przystosować albo usunąć w cień. Dla jednostki z piętnem często
jedynym sposobem, by zyskać złudną akceptację, jest nie dawać do
zrozumienia, że jej brzemię jest zbyt
ciężkie ani że dźwiganie go sprawiło, że stała się inna niż
my – pisze Erving Goffman. – (…) Złudna
akceptacja może w ten sposób być podstawą złudnej normalności.
Los
Marii Komornickiej – wielokrotnie Innej: jako kobieta w
patriarchalnym społeczeństwie, jako kobieta nie akceptująca swojej
płci, jako człowiek o ponadprzeciętnej wrażliwości – jest tego
przejmującą ilustracją.
Maria
Komornicka vel Piotr Odmieniec Włast – oddajmy
głos Marii Janion
- była nonkonformistką, może jedną z najbardziej nieugiętych w
dziejach kultury naszego stulecia. Jej odważna podróż w głąb
własnej egzystencji ma niewiele sobie równych (…) Już w 1895
roku drwiła: „Szczyćcie się, ameby, że wam nieskończoność
wydaje się monotonią, a wrażliwość chorobą”(…)„Dla
kobiety zostaje tylko ułamek życia – musi być albo człowiekiem,
albo kobietą (…) Oto zbliża się chwila, w której muszę wybrać.
To znaczy zostać kaleką, zatrzymać w rozwoju połowę swojej
istoty”.
Ze
szpitala psychiatrycznego pisała
wstrząsające listy do matki, demaskując w nich to, co (…)
nazwalibyśmy „medykalizacją konfliktu wewnętrznego”. Określa
się w ten sposób profesjonalne postępowanie lekarskie, które
każdy, uznany za „nienormalny” objaw życia duchowego, chce
zredukować do przypadłości podlegającej arbitralnej interwencji
medycznej psychiatry.
Zdaniem
Thomasa Szasza
należy zacząć
w zjawisku zwanym choroba psychiczną
dostrzegać wyraz walki człowieka o odnalezienie odpowiedzi na
pytanie, jak żyć.
Po
zwolnieniu ze szpitala Komornicka mieszkała z rodziną, lecz w
całkowitym odosobnieniu. Jak uważa David Cooper, dla napiętnowanych
jedynym sposobem
bycia
potrzebnym dla innych (w roli tzw. kozła ofiarnego) czy uzyskania
względnie określonej tożsamości jest przyjęcie roli społecznej
szaleńca czy złego człowieka.
Lista
Innych jest nieskończona, ale przywołajmy kilkoro z nich. Ludwik
Bawarski, ofiara wewnętrznego konfliktu, nadwrażliwości i
poczucia winy z powodu własnej orientacji seksualnej – po
zamknięciu w zakładzie prawdopodobnie wybrał samobójczą śmierć
jako jedyną drogę ucieczki. Jean Genet, podrzutek –
homoseksualista, złodziej, pisarz. Odmieniec, ostentacyjnie
celebrujący swoją odmienność i bycie odrzuconym. Andersen:
funkcjonowanie w społeczeństwie za cenę zaparcia się siebie.
Joanna d’Arc – święta? Ale najpierw kozioł ofiarny, wydany
przez swoich. Curie - Skłodowska poddana ostracyzmowi we Francji po
ujawnieniu romansu z Paulem Langevin: kim jest ta przybłęda, Polka,
a może Żydówka? Norwid – starannie skrywana przez biografów
ucieczka w alkoholizm. Wilde, którego więzienie złamało i
zniszczyło. Kosiński: Inny w Polsce, a potem Inny w Ameryce,
ukazujący w książkach – nie wprost – strategie przetrwania,
tragicznie nieskuteczne. Innymi były kobiety uznawane za czarownice.
Innymi byli katarzy, płonący na stosach w średniowiecznej Francji.
Gdzie
więc jest owa granica inności? Kto jest odmieńcem? Czy jest nim
potwór i czy to usprawiedliwia jego prześladowanie? Stworzenia,
które nazywamy potworami, nie są nimi dla Boga. On w ogromie swego
dzieła widzi nieskończoność form, jakie w nim zawarł –
powiada Michał
Montaigne.
A
Minotaur? Tylko jedno pytanie: dlaczego urodził się potworem? Z
powodu chciwości Minosa i chuci Pazyfae. Jeśli
więc
niewinny
i będący ofiarą Minotaur narodził się z potwornego związku,
dlaczego musi odpokutować niedopełniony grzech? –
pyta Paolo Sanatarcangeli i dodaje - Na
Minotaurze ciąży los niewiniątka, niewinnie okrutnego, istoty,
przeznaczonej przez bogów, by była okrutna i równocześnie, by
została za to okrucieństwo ukarana.
Skąd
bierze się nasza potrzeba obsadzania Obcego, Innego w roli Wroga?
Czy tylko z tej racji, że (Goebbels:) cudownie
jest nienawidzić?
Nosimy obraz wroga w sobie, ale czy nie jest on projekcją naszego
Cienia – tego, co wyparte, zanegowane, ale co jest niewątpliwie
cząstką nas samych? Każdy z nas jest Innym – i każdy z nas może
się o tym z nagła przekonać, doznając odrzucenia jako chory, gej,
kobieta, starzec, imigrant, bezrobotny…
Gdzie
jest ratunek? Może w zrozumieniu naszych własnych uwikłań,
naszej potrzeby wroga? Mechanizmu projekcji i poszukiwania kozła
ofiarnego? W uświadomieniu sobie stereotypów, które dziś raniąc
Innych, jutro obrócą się przeciwko nam?
Kim
jest dziś Inny? Przed kilku laty obsadzono w tej roli wyznawcę
islamu; kreując przedmiot strachu i nienawiści dano przyzwolenie na
Guantanamo i Abu Ghraib. Mieszkańcom krajów z kręgu cywilizacji
postchrześcijańskiej muzułmanin jawi się jako niebezpieczny
fanatyk, nawet wówczas, gdy jest tylko – aż? – żarliwie
wierzącym. Czy lada chwila sam fakt wiary stanie się stygmatem
Innego?
Wróćmy
do Tischnera: Między
mną a tym, który jest „obok”, rozwiera się przepaść. Czy
jest to przepaść bez dna? Czy „obcość” nie zakłada jakiegoś
podobieństwa? Gdybyśmy gdzieś w głębi nie czuli, że jesteśmy
dla siebie, nie wiedzielibyśmy, że chodzimy obok siebie (…) Gdzie
są granice odrębności? Gdzie początek wspólnoty?
Jaki
więc jest ratunek?
Trzeba
– mówi Michał
Zioło - nauczyć
się widzieć w drugim samego siebie. Bo choć mam dom, kąt,
bezpieczeństwo, dorobek – jestem jak ten przybysz znikąd, są we
mnie rozległe obszary prawdziwej biedy, nędzy której nikt nie
podejrzewa, jest we mnie głód i pragnienie bezpieczeństwa,
akceptacji wcale nie tak różnych od pragnień obcego. Jest we mnie
ryzyko choroby, ubóstwa, zależności, wygnania, śmierci.
Spojrzenie „wychowane” może zrodzić ogromne współczucie. Lecz
to, co zdaje się najważniejsze w spojrzeniu, to świadomość, że
wraz z obcym przychodzi do mnie Boże błogosławieństwo.