sobota, 8 sierpnia 2015

Inni?




Ten tekst pisałam przed ośmiu laty na zamówienie Letniej Akademii Filmowej. Szkic wprowadzał w blok tematyczny "Inne światy".  Nigdy nie pisałam o filmach, nie wyłącznie o nich. Moje eseje zwykle były "obok'". Zdarzało się, że temat był mi całkowicie obcy, ale właśnie takie zadania lubię najbardziej. Tak właśnie "Planeta cyrk" zrodziła "Kuglarzy"  .

Tym razem tematem była odmienność. "Człowiek słoń", "Nosferatu" "Zagadka Kaspara Hausera", "Moja lewa stopa".

Bardzo to było ciekawe doświadczenie.  
Teraz - gdy na co dzień jestem świadkiem braku miłosierdzia dla innych, bez skrępowania wyrażanego publicznie - jeszcze bardziej smutne.




Najpierw jest spotkanie. A raczej możliwość spotkania, bo przecież można się minąć i zapomnieć. Aby spotkanie zdarzyło się naprawdę, potrzeba uwagi, skierowanej na drugiego człowieka. Trzeba zadać pytanie: kim jesteś? A potem jest czas na inne pytania i odpowiedzi. Czy jesteś taki jak ja? Jesteś przyjacielem czy wrogiem? Co mamy ze sobą wspólnego?

Spotkanie to jeden z centralnych problemów myśli Emmanuela Levinasa i Józefa Tischnera. Zdaniem Levinasa - relacjonuje Aleksander Bobko - człowiek pozostawiony w samotności ma przede wszystkim doświadczenie swawoli, wydaje mu się, że wszystko może. Dopiero pod wpływem drugiego człowieka, jego spojrzenia, doświadczenia jego twarzy, swawola zmienia się w wolność. Twarz drugiego mówi – „ty nie popełnisz morderstwa” (…) Tak więc to bliźni jest podstawowym źródłem prawdziwego doświadczenia wolności, dzięki drugiemu człowiekowi poznaję prawdę o sobie samym.

I Józef Tischner: Drugi stawia mnie w sytuacji, w której nawet pominięcie go jest formą przyznania, iż jest (…) Nie można oddzielić doświadczenia tego istnienia od doświadczenia zła, które mu zagraża, od nieszczęścia, które zagraża innym, ani też od dobra, o które musi walczyć i którego domagać się od innych.



Kiedy owo zło i nieszczęście zagrażają Innemu najbardziej? Wówczas, gdy skupiamy się na różnicach, gdy postrzegamy Innego jako Obcego. Ta różnica może być różnicą rasy, kultury, języka, religii. Ale może także dotyczyć płci, stanu zdrowia, orientacji seksualnej, wieku… Aż do irracjonalnych detali, które stawiamy jak barierę miedzy sobą a resztą świata.
Dlaczego jest nam tak trudno zaakceptować Innych? Dlaczego pokusa odgrodzenia się, a nawet pogardy dla nich, jest tak silna? Pogarda kształtowała ludzką cywilizację od zawsze; pogarda, lęk i nienawiść. 
 
Pogardę od początku fascynuje swoje „Ja”, „Ja prawdziwe”, które jest podejrzane o niezwykłość, głębię, namaszczenie, boskość – pisze trapista Michał Zioło - (…) pogardę charakteryzuje również pewnego rodzaju pierwotne zdumienie, gdy przypatruje się od czasu do czasu otaczającemu ją światu, zdumienie iście filozoficzne, bo pogarda pyta, jak to możliwe, że inni istnieją i są właśnie tacy. Jest to zdziwienie groźne, zdziwienie – wyrok, zdziwienie – eliminacja.
Ilu z nas żyje w cieniu pogardy? 
 
A ilu z nas postrzega w Innym nie Obcego, lecz kogoś, kto jest do nas podobny? Może najtrudniejszą do pokonania barierą jest odmienność rasy, języka i kultury. Barbarzyńcy to ci, których mowa jest bełkotliwa, a zwyczaje niezrozumiałe – uważali Grecy, a za nimi Rzymianie.


Ryszard Kapuściński obrał za swego przewodnika Herodota; tego, który wbrew utartym pojęciom postanowił poznać Innych, wyrobić sobie własny pogląd. Herodot nie ocenia, lecz patrzy i opisuje. Słucha. A to, co usłyszał, opatruje zastrzeżeniami.
Herodot (…) chce poznać Innych, gdyż rozumie, że aby lepiej poznać siebie, trzeba poznać Innych, bo to właśnie Oni są tym zwierciadłem, w którym my się przeglądamy, wie, że aby zrozumieć lepiej samych siebie, trzeba lepiej zrozumieć Innych, móc się z nimi porównać, zmierzyć, skonfrontować. On, obywatel świata, jest przeciwny odgradzaniu się od Innych, zatrzaskiwaniu przed nimi bram. Ksenofobia, zdaje się mówić Herodot, to choroba wystraszonych, cierpiących na kompleks niższości, przerażonych myślą, że przyjdzie im przejrzeć się w zwierciadle kultury Innych. 
 
Owa pogarda dla obcych kultur była zapewne zarówno źródłem jak i skutkiem faktu, że – jak pisze Kapuściński - Europa wysyłała na spotkanie z Innymi, w dodatku - na pierwsze spotkanie, swoich najgorszych, najbardziej odrażających przedstawicieli. Ten fakt położy smutny cień na nasze stosunki z Innymi, będzie kształtować nasze obiegowe poglądy o nich, utrwali w naszych umysłach stereotypy, uprzedzenia i fobie, niekiedy występujące w tej czy innej postaci do dzisiaj. 
 
Pisarzem, który wielokrotnie analizował fenomen stosunku Europejczyków do Innych, był Joseph Conrad. „Jądro ciemności” – pisze Aleksander Fiut - daje się odczytać jako przypowieść o spotkaniach z Innym – niepojętym, zagadkowym, umykającym rozumieniu i ułomnemu słowu. Innym człowiekiem, lecz także – Innym, który kryje się w jednostce i zbiorowości; w tajnych głębiach, by użyć staromodnego słowa, duszy ludzkiej i w odrębnych formach kulturowych; w rozmaitych fazach cywilizacji oraz w samej przyrodzie.
Lektura „Jądra ciemności” w sposób jaskrawy uzmysławia, jak dalece nawiązanie kontaktu z Innym może zostać utrudnione czy wręcz udaremnione przez zasadniczą odmienność kultury, religii, zwyczajów czy poziomu cywilizacyjnego rozwoju. Że nierzadko uniemożliwia je brak wspólnego systemu znaczeń, ułomność komunikacji albo wprost elementarna sytuacja życiowa. Partner dialogu przedzierzga się wówczas w ofiarę lub wroga, staje się realnym zagrożeniem. 

 

Lecz Obcy może mieszkać obok mnie. To problem asymilacji imigrantów, nawet tych sprzed setek lat. Obcymi byli w Europie Żydzi, nie tylko ci, co pielęgnowali swoją odmienność. Ich inność drażniła, budziła lęk i nienawiść. Aż do Holocaustu – i później.

Antoni Kępiński: Może nie jest kwestią przypadku, że więźniów obozów koncentracyjnych znaczono cyframi: przestawali w tym momencie być ludźmi, a stawali się numerami. W sposób precyzyjny, naukowy trzeba było ich zlikwidować. Nie budzili lęku, najwyżej obrzydzenie. (…) Ilustracją tej postawy może być między innymi karykatura polityczna; w pierwszej fazie propagandy przedstawiała ona np. Żydów jako groźne zwierzęta, potwory itp. Żydzi byli wtedy jeszcze ludźmi, budzili lek i agresję. W dalszej fazie przedstawiano ich jako insekty, brud, który wymiata niemiecka miotła.

Uprzedmiotowienie jest drogą do zaprzeczenia prawom Innego. Jest początkiem myślenia o jego eliminacji. Wystarczy, że jest inny niż ja. Może jest chory? Ułomny? Prowadzi inny – ergo: podejrzany - styl życia? Ma inne poglądy – herezja jest chorobą! 
 
Furia wyładowuje się na tym, kto w widoczny sposób nie korzysta z żadnej osłony. I tak, jak ofiary są między sobą wymienne, w zależności od danej konstelacji: wagabundzi, Żydzi, protestanci, katolicy, tak każda z nich może zająć miejsce morderców, z tą sama ślepą uciechą zabijania, gdy tylko poczuje w sobie siłę normy – pisał Theodor W. Adorno.

Faszyści nie byli pierwszymi, którzy eliminowali ze społeczeństwa chorych. „Eutanazja” chorych psychicznie – a potem także starców, kalek i weteranów wojennych – wpisuje się w odwieczny porządek świata. W Księdze Kapłańskiej znajdujemy jedynie nakaz izolowania trędowatych do chwili wyzdrowienia. Ale już obyczaje spartańskie – czyżby odbiegały daleko od zwyczajów ludów sąsiednich? 

 
Trąd to uniwersalna figura budzącej lęk choroby. Trąd to nieczystość. Dziś ma inna nazwę: AIDS. Trędowaty jest - piszą Jacques Le Goff i Nicolas Truong - grzesznikiem usiłującym uwolnić swą duszę i swe ciało od skalania, zwłaszcza grzechem rozpusty. Cierpiące ciało trędowatego jest więc trądem duszy. Uważa się często, że trędowaty spłodzony został w jednym z okresów, w których spółkowanie jest małżonkom zakazane. Leprozoria staną się miejscami zesłania(…) segregacji i kary(…) Poddany obrzędowej śmierci cywilnej, trędowaty stawał się żywym trupem pozbawionym mienia, oddzielonym od rodziny i swego społecznego oraz materialnego środowiska. Skąd my to znamy?

Inny – ten żyjący wśród nas – staje się kozłem ofiarnym. Wygnanie jest najlżejszą karą; za odmienność – świadome głoszenie kontrowersyjnych poglądów ale i zwykłe nieprzystosowanie - można było zapłacić życiem. Dramat inności fascynował, przyciągał i odpychał, ale z reguły zwyciężał konformizm, w najlepszym przypadku Piłatowe umycie rąk

Rene Girard, pisząc o koźle ofiarnym, najwięcej miejsca poświęca Jezusowi.
Jezus to ten, który odważył się być Innym, rzucił wyzwanie i zapłacił najwyższą cenę, ale zmienił świat. Taki jest cel ofiary, tak pokazują to mity. Bo przecież mit i wielka sztuka, dawna i nowożytna, opowiadają właśnie o Innych. Dramat grecki daleki od zajmowania się codziennością pogodnych i normalnych dzieci, pokazywał wyłącznie anormalnych odmieńców (…) Protagoniści tragedii są awangardą odmienności egzystencjalnej, ponieważ spadła na nich klątwa niebios, choć nie chcieli tej tragicznej i dlatego bezwyjściowej sytuacji - pisze Hans Meyer.
 
Ludzie w poczuciu samoobronnej „zdrowej” równości tępią poszczególnych odmieńców, ale ideały ludzkości, jej tęsknoty, a także zmory przejawiają się w mitach o wielkich odmieńcach, tych, którzy chcieli latać - Ikar, o kochających poza grób – Romeo i Julia, o różnych przerażających postaciach Losu – parki, o obdarzonych „nadludzką” wyobraźnią malarzach – Hieronim Bosch (…) Nie twierdzę wcale, że to postacie tego samego rzędu. Chodzi mi tylko o przypomnienie, w jak różnych lustrach ludzkość się przegląda, i wtedy, gdy już odbicie nazwie Ikarem czy Julią, kiedy mit się utrwali, przebacza pierwowzorom ich „inność”- to słowa Małgorzaty Baranowskiej, samej naznaczonej „innością” przewlekłej, ciężkiej choroby.

Emblematem Innego u Tischnera jest Hiob: Cóż pozostaje Hiobowi? Cóż pozostało tym, których nie można zrozumieć i którym nie można pomóc? Pozostaje skarga. Hiob skarży się. Cały sposób istnienia Hioba stał się jedną wielką skargą. (…) Inny – mówi Levinas – to wygnaniec, wdowa, sierota. Inny jest naznaczony bólem. Spotkać innego to spotkać go w jego bólu.

Cierpienie psychiczne budzi lęk jeszcze większy niż fizyczne. Nadwrażliwi, niedostosowani, jeśli nie mogą być izolowani, powinni się przystosować albo usunąć w cień. Dla jednostki z piętnem często jedynym sposobem, by zyskać złudną akceptację, jest nie dawać do zrozumienia, że jej brzemię jest zbyt ciężkie ani że dźwiganie go sprawiło, że stała się inna niż my – pisze Erving Goffman. – (…) Złudna akceptacja może w ten sposób być podstawą złudnej normalności.


 
Los Marii Komornickiej – wielokrotnie Innej: jako kobieta w patriarchalnym społeczeństwie, jako kobieta nie akceptująca swojej płci, jako człowiek o ponadprzeciętnej wrażliwości – jest tego przejmującą ilustracją.
Maria Komornicka vel Piotr Odmieniec Włast – oddajmy głos Marii Janion - była nonkonformistką, może jedną z najbardziej nieugiętych w dziejach kultury naszego stulecia. Jej odważna podróż w głąb własnej egzystencji ma niewiele sobie równych (…) Już w 1895 roku drwiła: „Szczyćcie się, ameby, że wam nieskończoność wydaje się monotonią, a wrażliwość chorobą”(…)„Dla kobiety zostaje tylko ułamek życia – musi być albo człowiekiem, albo kobietą (…) Oto zbliża się chwila, w której muszę wybrać. To znaczy zostać kaleką, zatrzymać w rozwoju połowę swojej istoty”.
Ze szpitala psychiatrycznego pisała wstrząsające listy do matki, demaskując w nich to, co (…) nazwalibyśmy „medykalizacją konfliktu wewnętrznego”. Określa się w ten sposób profesjonalne postępowanie lekarskie, które każdy, uznany za „nienormalny” objaw życia duchowego, chce zredukować do przypadłości podlegającej arbitralnej interwencji medycznej psychiatry. 

Zdaniem Thomasa Szasza należy zacząć w zjawisku zwanym choroba psychiczną dostrzegać wyraz walki człowieka o odnalezienie odpowiedzi na pytanie, jak żyć.
Po zwolnieniu ze szpitala Komornicka mieszkała z rodziną, lecz w całkowitym odosobnieniu. Jak uważa David Cooper, dla napiętnowanych jedynym sposobem bycia potrzebnym dla innych (w roli tzw. kozła ofiarnego) czy uzyskania względnie określonej tożsamości jest przyjęcie roli społecznej szaleńca czy złego człowieka. 
 
Lista Innych jest nieskończona, ale przywołajmy kilkoro z nich. Ludwik Bawarski, ofiara wewnętrznego konfliktu, nadwrażliwości i poczucia winy z powodu własnej orientacji seksualnej – po zamknięciu w zakładzie prawdopodobnie wybrał samobójczą śmierć jako jedyną drogę ucieczki. Jean Genet, podrzutek – homoseksualista, złodziej, pisarz. Odmieniec, ostentacyjnie celebrujący swoją odmienność i bycie odrzuconym. Andersen: funkcjonowanie w społeczeństwie za cenę zaparcia się siebie. Joanna d’Arc – święta? Ale najpierw kozioł ofiarny, wydany przez swoich. Curie - Skłodowska poddana ostracyzmowi we Francji po ujawnieniu romansu z Paulem Langevin: kim jest ta przybłęda, Polka, a może Żydówka? Norwid – starannie skrywana przez biografów ucieczka w alkoholizm. Wilde, którego więzienie złamało i zniszczyło. Kosiński: Inny w Polsce, a potem Inny w Ameryce, ukazujący w książkach – nie wprost – strategie przetrwania, tragicznie nieskuteczne. Innymi były kobiety uznawane za czarownice. Innymi byli katarzy, płonący na stosach w średniowiecznej Francji.

Gdzie więc jest owa granica inności? Kto jest odmieńcem? Czy jest nim potwór i czy to usprawiedliwia jego prześladowanie? Stworzenia, które nazywamy potworami, nie są nimi dla Boga. On w ogromie swego dzieła widzi nieskończoność form, jakie w nim zawarł – powiada Michał Montaigne.
A Minotaur? Tylko jedno pytanie: dlaczego urodził się potworem? Z powodu chciwości Minosa i chuci Pazyfae. Jeśli więc niewinny i będący ofiarą Minotaur narodził się z potwornego związku, dlaczego musi odpokutować niedopełniony grzech? – pyta Paolo Sanatarcangeli i dodaje - Na Minotaurze ciąży los niewiniątka, niewinnie okrutnego, istoty, przeznaczonej przez bogów, by była okrutna i równocześnie, by została za to okrucieństwo ukarana.


Skąd bierze się nasza potrzeba obsadzania Obcego, Innego w roli Wroga? Czy tylko z tej racji, że (Goebbels:) cudownie jest nienawidzić? Nosimy obraz wroga w sobie, ale czy nie jest on projekcją naszego Cienia – tego, co wyparte, zanegowane, ale co jest niewątpliwie cząstką nas samych? Każdy z nas jest Innym – i każdy z nas może się o tym z nagła przekonać, doznając odrzucenia jako chory, gej, kobieta, starzec, imigrant, bezrobotny…
Gdzie jest ratunek? Może w zrozumieniu naszych własnych uwikłań, naszej potrzeby wroga? Mechanizmu projekcji i poszukiwania kozła ofiarnego? W uświadomieniu sobie stereotypów, które dziś raniąc Innych, jutro obrócą się przeciwko nam? 
 
Kim jest dziś Inny? Przed kilku laty obsadzono w tej roli wyznawcę islamu; kreując przedmiot strachu i nienawiści dano przyzwolenie na Guantanamo i Abu Ghraib. Mieszkańcom krajów z kręgu cywilizacji postchrześcijańskiej muzułmanin jawi się jako niebezpieczny fanatyk, nawet wówczas, gdy jest tylko – aż? – żarliwie wierzącym. Czy lada chwila sam fakt wiary stanie się stygmatem Innego?

Wróćmy do Tischnera: Między mną a tym, który jest „obok”, rozwiera się przepaść. Czy jest to przepaść bez dna? Czy „obcość” nie zakłada jakiegoś podobieństwa? Gdybyśmy gdzieś w głębi nie czuli, że jesteśmy dla siebie, nie wiedzielibyśmy, że chodzimy obok siebie (…) Gdzie są granice odrębności? Gdzie początek wspólnoty?

Jaki więc jest ratunek?
Trzeba – mówi Michał Zioło - nauczyć się widzieć w drugim samego siebie. Bo choć mam dom, kąt, bezpieczeństwo, dorobek – jestem jak ten przybysz znikąd, są we mnie rozległe obszary prawdziwej biedy, nędzy której nikt nie podejrzewa, jest we mnie głód i pragnienie bezpieczeństwa, akceptacji wcale nie tak różnych od pragnień obcego. Jest we mnie ryzyko choroby, ubóstwa, zależności, wygnania, śmierci. Spojrzenie „wychowane” może zrodzić ogromne współczucie. Lecz to, co zdaje się najważniejsze w spojrzeniu, to świadomość, że wraz z obcym przychodzi do mnie Boże błogosławieństwo.